STAR HUNTER (1995)
reż. Cole S. McKay & Sherman Scott
Skrzyżowanie "Predatora" z "Judgment Night" i "The Most Dangerous Game" (oj, grubo pojechałem z tym ostatnim tytułem ;-)) w najgorszym tego słowa znaczeniu.
Grupa nastolatków (granych przez aktorów przynajmniej o dekadę starszych) pod wodzą pani March (Stella Stevens, playmate Playboy'a
ze stycznia 1960 roku) zbacza z obranej trasy, a samochód psuje im się
oczywiście w podejrzanej i niebezpiecznej dzielnicy. Zagrożenie nie
przyjdzie jednak ze strony patologicznych lokalesów, ale prosto z
kosmosu. Okazuje się mianowicie, iż to właśnie miejsce, na małej
planecie zwanej Ziemią, obrali sobie przybysze z odległej galaktyki jako
teren łowiecki. Chyba nie muszę dodawać kto będzie zwierzyną?
Film zrealizowany przez Cole'a S. McKaya (na co dzień kaskader) przy wsparciu mistrza złego kina Freda Olena Raya (na koncie ma ponad 120 tytułów, a wśród nich takie perły jak: "Alien Dead" z 1980, "Scalps" z 1983, "Hollywood Chainsaw Hookers" z 1988), ukrytego w napisach pod pseudonimem Sherman Scott, jest produkcją skierowaną prosto na video. Już słyszę jęki tych wszystkich, którzy dali się nabrać na przyzwoitą okładkę z "gwiezdnym łowcą"
;-) Film jest do bólu zły i w zasadzie nie mam pomysłu co mógłbym tutaj
pochwalić ;-) Dialogi i zachowanie bohaterów są tak irracjonalne, że aż
ciężko uwierzyć, iż zostały wcześniej spisane na papierze (celowo nie
używam tutaj słowa "scenariusz") i na dodatek ktoś je przeczytał i zdecydował się
wziąć w tym udział.
Bohater grany przez Roddy'ego McDowalla (znanego m.in. z serii "Planeta małp" i "Fright Night" oraz grubo ponad 200 innych pozycji) mówi w pewnym momencie "Stworzenia człekokształtne. Poziom średni.". Stworzenia człekokształtne - może i tak, ale poziom zdecydowanie baaardzo niski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz