HELL COMES TO FROGTOWN (1988)
reż. Donald G. Jackson
Filmowcy
dzielą się na dwie kategorie: takich, którzy chcą w treści przekazać
coś głębokiego, ambitnego, ważnego, oraz takich, którzy nad te wartości
przedkładają rozrywkę. Ci dzielą się na kolejne dwie grupy: tych, którzy
odnieśli sukces i tych, którzy go jeszcze nie odnieśli. Następnie mamy
zdolnych i niezdolnych i tak dalej i tak dalej... Gdzieś tam, na samym
końcu jest niewielka grupa reżyserów, w skład której wchodzi Donald G. Jackson, facet który nakręcił "Hell Comes To Frogtown".
Piekło
nadciąga do Miasta Żab. A dokładnie nadciąga tam Sam Hell, największy
jebaka (ups! może powinienem użyć słowa reproduktor) na Ziemi ocalały
z pełnym magazynkiem po III - tym razem atomowej - wojnie światowej.
Zostaje on wbrew swojej woli (taaaa, jasne) wcielony do oddziału
składającego się z dwóch pięknych kobiet, który ma dostać się do
opanowanego przez wrogie mutanty Miasta Żab, by odbić z ich rąk gromadę
innych pięknych kobiet, a później je wszystkie zapłodnić. Aha, no tak,
bo zapomniałem dodać, że w wyniku tych wojennych wybuchów jądrowych
jądra większości mężczyzn się rozładowały, a Sama Hella nie ;-)
Brzmi to może jak fabuła mocnego pornosa, ale spokojnie - momentów nie ma. Reżysera zainspirował namalowany sprayem na murze napis "FROGTOWN". Reszta poszła jak z płatka. Donald sypał pomysłami jak z rękawa, a jego koleżanka Suzanne Solari (aktorka, grała m.in. w "Roller Blade", "Hell Comes To Frogtown", "Class Of Nuke'em High 2")
wszystko skrupulatnie notowała. Jednakże jego ambicją było nakręcenie
za 150 tysięcy dolarów filmu skierowanego prosto na wideo, a tutaj New World Video, na zlecenie którego działał wyłożyło 1,5 miliona $ na film kinowy. W obsadzie pojawił się startujący w roli aktora wrestler Roddy Piper. Mimo iż jest to pewnie najbardziej profesjonalna produkcja Donalda G. Jacksona, on sam przyznaje, że ciężko było mu ogarnąć ogrom ekipy, która była na planie ("Nawet na planie 'Terminatora' Jamesa Camerona było mniej ludzi" - tak, moi mili, D.G.J. był operatorem kamery na planie "Terminatora"!!!).
Zdecydowanie lepiej pracowało mu się nad małymi produkcjami, nad
którymi posiadał pełną artystyczną kontrolę. A nazbierało się ich w jego
reżyserskim dorobku ponad 30. Całkiem nieźle jak na 17 lat aktywnej
pracy (niestety zmarł przedwcześnie w wieku zaledwie 60 lat). Urodzony w
1943 roku debiutował w wieku 34 lat horrorem "The Demon Lover", przy którym wspierał go kolega Jerry Younkins,
który to tym dziełem filmową karierę rozpoczął i zakończył. Musiało
minąć osiem lat żeby Donald dźwignął się po debiucie. Powrócił
dokumentem rozgrywającym się w światku amerykańskiego wrestlingu. Tytuł "I Like To Hurt People" mówi sam za siebie. No i ruszyło. Pozwolę sobie wymienić jedynie kilka tytułów: "Roller Blade" (1986), "Roller Blade Warriors: Taken By Force" (1989), "The Roller Blade Seven" (1991) (swego czasu ten koszmarek dostępny był w Polsce na vhsach nakładem dystrybutora Muvi pt. "Brygada siedmiu mieczy"), "Return Of The Roller Blade Seven" (1992), "Legend Of The Roller Blade Seven" (1992), "Frogtown 2" (1992), "Carjack" (1993), "Little Lost See Serpent" (1995), "Toad Warrior" (1996) (to trzecia część "Miasta Żab"), "Rollergator" (1996), "Guns Of El Chupacabra" (1997). Niczym Martin Scorsese i Robert De Niro, Donald G. Jackson tworzył artystyczny tandem z aktorem, reżyserem, producentem i scenarzystą w jednej osobie - Scottem Shaw, z którym rozpoczął współpracę w 1991 roku od "Brygady siedmiu mieczy".
Cóż więcej mogę dodać? Zachęcam wszystkich do obejrzenia słowami samego reżysera:
>>"Hell Comes To Frogtown" to konfrontacja "MAD MAXA" z "PLANETĄ MAŁP", tyle tylko, że zamiast małp mamy tu żaby.<<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz