poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rumpelstiltskin (1995)

"RUMPELSTILTSKIN" (1995)
reż. Mark Jones

   W trosce o zdrowie psychiczne kobiet w ciąży oraz młodych matek, uprasza się je o nieczytanie tej recenzji i nieoglądanie tego filmu. Po co kusić los? Reszta niech dobrze zapnie pasy, bo czeka ich ostra jazda bez trzymanki. Harleyem, quadem, motorówką (po szosie), wielką amerykańską ciężarówką, radiowozem policyjnym, jeepem, kabrioletem i koparką. A wszystko to na motywach baśni Braci Grimm.

   W XV wieku złośliwego małego szpetnego człowieczka, który porywał niemowlęta celem wyssania z nich życia, pewna czarownica zamienia w kamień. Należy dodać, iż na tyle efektownie wyglądający kamień, że około pięćset lat później wpada on w oko Shelley, młodej wdowy samotnie wychowującej kilkumiesięcznego synka. Kobieta nieopatrznie wypowiada życzenie (chciałaby, aby jej zmarły na służbie policyjnej mąż, znów był żywy) trzymając w ręku kamienny posążek. I oto nagle pojawia się ukochany, z którym spędza upojną noc. Życzenie spełnione, pora na zapłatę. Uwolniony z klątwy karzełek chce w zamian wyssać siły witalne z pociechy Shelley...

   Rumpelstiltskin (oryg. Rumpelstilzchen) to imię bohatera baśni Braci Grimm pod tym samym tytułem. Pomaga on pewnej uwięzionej niewieście zamienić słomę w złoto (takie zadanie dostała od króla, który poddał w wątpliwość słowa jej ojca, że dziewczyna posiada właśnie takowy dar). Gdy nie ma ona już czym zapłacić karłowi, godzi się oddać mu swoje pierwsze dziecko. W Polsce, w zależności od przekładu, karzeł przybierał imiona Titelitury i Rumpelsztyk.

   Film wyreżyserował Mark Jones, który debiutował dwa lata wcześniej kultowym już obrazem "Leprechaun" (na chwilę obecną seria liczy sześć części). Niestety "Władca dusz", bo pod takim tytułem "Rumpelstiltskin" funkcjonuje w Polsce, mimo iż zrobiony według podobnej receptury co poprzednik, nie okazał się już takim sukcesem. O ile obraz z 1993 roku zarobił blisko dziesięciokrotność swojego budżetu, to ten z 1995 roku zaledwie jedną dziesiątą ulokowanych w nim funduszy. Bądźmy jednak obiektywni: "Leprechaun" wszedł do 620 kin, a "Władca dusz" tylko do 54. Czysta matematyka. Nie sugerujmy się jednak kinową frekwencją, bo czego by o filmie nie powiedzieć, nie można nie zgodzić się z faktem, że jest bardzo sprawnie nakręcony, akcja gna do przodu na złamanie karku nie pozwalając nam ani na chwilę oderwać wzroku od ekranu, a charakteryzacja tytułowego bohatera może śnić się po nocach (szczególnie przyszłym mamusiom). Na dodatek obraz Marka Jonesa oferuje sporą dawkę charakterystycznego dla horrorów humoru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz