DEADLY PREY (1987)
reż. David A. Prior
Mike Danton lubi sobie pospać na swoim wodnym łóżku, lecz tym razem
nie będzie mu to dane. Mike Danton lubi na śniadanie zjeść jajko
sadzone, lecz tym razem będzie musiał zadowolić się dżdżownicą i
szczurem. I niech nikogo nie zwiedzie fakt, iż nosi postrzępione krótkie
jeansowe spodenki niczym Sabrina podczas koncertu w Sopocie w 1988 r. i
ma fryzurę jak czeski piłkarz – Mike Danton to prawdziwa maszyna do
zabijania i biada tym, którzy wejdą mu w drogę.
Grupa najemników, szykująca się do wykonania kolejnego zadania, trenuje w
pobliskich lasach urządzając sobie polowania na ludzi. Swą przyszłą
zwierzynę porywają z ulic Los Angeles i pech chce, że trafiają na
Mike’a Dantona.
W postać Dantona, eks-komandosa, weterana z Wietnamu, wcielił się brat
reżysera – Ted Prior, który oprócz występów „rodzinnych” (m.in. „Future
Zone” 1990, „Raw Justice” 1994, „Mutant Species” 1995) ma też na koncie
udział w takich hitach jak: „Surf Nazis Must Die” (1987), „Possessed by
the Night” (1994), „The P.A.C.K.” (1997).
Dzieło popełnione przez Davida A. Priora (m.in. „Aerobicide” a.k.a.
„Killer Workout” z 1987, „Mankillers” 1987, „Future Force” 1989) to
połączenie klasycznego „The Most Dangerous Game” z niemniej klasycznym
już „Rambo: First Blood”. Ale „Żywy cel”, bo pod takim tytułem film
funkcjonował w Polsce w obiegu wideo, nie potrzebuje takich porównań,
gdyż przez lata sam urósł do miana klasyka, a może raczej stał się
filmem kultowym. Najlepszym dowodem na to jest realizowany właśnie
sequel (remake?) „The Deadliest Prey”.
O kultowości „Żywego celu” świadczyć mogą m.in.:
- - twardy, jak psie gówno na mrozie bohater, który doprowadzony do ostateczności gotuje swoim przeciwnikom piekło na ziemi,
- - ścieżka dźwiękowa, która sprawia, że całym ciałem bierzemy czynny udział w projekcji,
- - sceny, które pozostają z nami do końca życia, jak choćby jedzenie dżdżownicy albo okładanie przeciwnika jego ręką, która chwilę wcześniej została odcięta maczetą.
Można zarzucać filmowi wtórność, mały budżet, pozostawiającą sporo
do życzenia grę aktorów, ale nie sposób źle się podczas seansu bawić. A
gdy dostarczymy naszemu organizmowi półtorej godziny beztroskiej
rozrywki wszelkie niedoskonałości oddalają się w cień i chcemy więcej i
więcej.
Więc oglądamy znów i znów ;-)
Więc oglądamy znów i znów ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz