wtorek, 16 kwietnia 2013

Komodo vs. Cobra (2005)

KOMODO VS. COBRA (2005)

reż. Jim Wynorski

   Jeżeli ktoś miał zastrzeżenia do Jennifer Lopez, Jona Voighta, ICE-CUBE'a i tytułowej anakondy z filmu Luisa Llosy z 1997 roku, to podczas seansu "Komodo kontra Kobra" serdecznie za nimi zatęskni. Bo być może anakonda wyglądała jak wielka opona, ale w porównaniu do kobry była jak Goodyear albo Michelin w zestawieniu z łysym dziurawcem ze szrotu.

   Na tajemniczej tropikalnej wyspie prowadzone są tajne eksperymenty genetyczne. Wojsko chce wykorzystać talent dr. Richardsona, który opracował gen przyspieszający i potęgujący wzrost. Niestety (a to ci nowość) zmodyfikowane zwierzęta (kobra i waran) wymykają się spod kontroli. Dość szybko udaje im się opanować wyspę, o czym nie ma zielonego pojęcia grupa Zielonych (czytaj ekologów). Zdeterminowani by uwolnić biedne zwierzaczki przybywają na wyspę w towarzystwie popularnej dziennikarki, która planuje zrobić z tego WIELKI reportaż. Na szczęście jest też z nimi wynajęty wilk morski - Mike A. Stoddard (Michael Pare, m.in. "Eksperyment Filadelfia" 1984, "Ulice w ogniu" 1984, "Zły wpływ księżyca" 1996, "Bloodrayne: The Third Reich" 2010) . Facet nie dość, że potrafi sterować łodzią i świetnie strzelać z nierozładowującego się pistoletu, to jeszcze w razie potrzeby popilotuje helikopter. Z takim facetem u boku nie straszne żadne gigantyczne kobry i warany, ale i cała amerykańska armia!

  Oglądając filmy pokroju obrazu Jima Wynorskiego zastanawiam się czy czasem ich twórcy nie korzystają z jakiejś bazy odrzuconych scenariuszy z lat 50. XX wieku. Tylko czy te scenariusze odrzucono z powodów trudności w realizacji (naówczas) czy może kumulacji debilizmu, którego nawet 60 lat temu naiwne amerykańskie społeczeństwo nie byłoby w stanie przełknąć razem z popcornem zapijanym coca-colą?

   Nawet stary wyjadacz Jim (Wynorski - m.in. "Chopping Mall" 1986, "Deathstalker II" 1987, "The Return Of Swamp Thing" 1989, "976-EVIL II" 1992, "Munchie" 1992, "Ghoulies IV" 1994) ukrył się w napisach pod pseudonimem Jay Andrews!!!

   Oczywiście można się tutaj przyczepić absolutnie do wszystkiego, tylko po co? Czy nie lepiej dać się porwać temu co dzieje się na ekranie? Jako że film ukazał się w naszym pięknym kraju na płytach DVD, byłem pełen podziwu dla lektora, że jakimś cudem udało mu się powstrzymać od śmiechu podczas czytania listy dialogowej. To się dopiero nazywa profesjonalizm!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz