ROBOWAR (1988)
reż. Bruno Mattei
Grupa piekielnie dobrych komandosów, tworząca formację o nazwie BAM (skrót od "BIG ASS MOTHERFUCKERS"
- pozwolicie, że nie przetłumaczę) ma do wykonania dość enigmatyczną
misję. W tym celu udają się na porośniętą tropikalną dżunglą jedną z
filipińskich wysp. Oni jeszcze nie wiedzą, ale my już tak, że przyjdzie
im się zmierzyć z prototypem superbroni, niejakim OMEGA ONE.
Biorąc pod uwagę modulator głosu i grafikę - czyli to co widzi "Omega One" - powinno się go nazwać raczej "AMIGA ONE", albo nawet Commodore lub Atari.
No dobra, ale nie oszukujmy się, w końcu mamy do czynienia z produkcją
włoską pozującą na film amerykański, który jest rip-offem z "Predatora".
Zamiast Predatora, który na stałe zadomowił się w panteonie filmowych
potworów, mamy jakiegoś motocyklistę z laserową giwerą, zamiast Arnolda Schwarzeneggera mamy Reba Browna (m.in. "Strike Commando" 1987, "Space Mutiny" 1988, "Cage" 1989), zamiast soundtracku Alana Silvestri (m.in. trylogia "Powrót do przyszłości") mamy retro-elektro Ala Festa, a całość wyreżyserował nie John McTiernan (m.in. "Szklana pułapka 1 i 3" 1988 i 1995, "Polowanie na Czerwony Październik" 1990) tylko Bruno Mattei (m.in. "Hell Of The Living Dead" 1980, "Rats - Night Of Terror" 1984, "Strike Commando" 1987).
I w zasadzie do wszystkiego można by było się tutaj przyczepić, gdyby te wszystkie części składowe nie tworzyły jakiejś zadziwiająco magicznej całości niosącej strawę naszym najbardziej pierwotnym instynktom.
Aktorstwo, dialogi, efekty specjalne, sceny akcji, muzyka - to wszystko jest tak złe, że aż dobre. 90 minut mija jak z bicza strzelił, nie zdążymy się nawet spostrzec kiedy wchłonęliśmy worek czipsów i trzy piwa.
Nie warto sięgać po komedie wątpliwego dowcipu - wybierając "ROBOWAR" macie w pakiecie bezpretensjonalną napierdalankę plus niezamierzony humor, co może jedynie potęgować wrażenia.
No cóż, może Bruno Mattei nie stworzył emocjonującego widowiska akcji. Stworzył jednak coś czego zapewne nie planował, a mianowicie kultowy dziwny film...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz