niedziela, 18 maja 2014

Memorial Valley Massacre (1988)


MEMORIAL DAY MASSACRE (1988)

reż. Robert C. Hughes


   Robert C. Hughes ma w swojej filmografii cztery filmy pełnometrażowe, krótki metraż, serial i dwukrotny romans z soft erotyką. Jeśli wyda się to Państwu niewiele to zapewniam, że nie o ilość tu chodzi lecz o jakość, a ta jest powiedzmy... specyficzna...

   Jego pierwszym pełnym metrażem była kultowa w kręgach miłośników wideo "Myśliwska krew" ("Hunter's Blood" z 1986), drugim osobliwe dziwadło "Zadar! Cow From Hell" (1989), trzecim zaś kuriozum znane w Polsce jako "Dolina śmierci" (lub "Strażnik doliny śmierci"). W U.S.A. film też ma dwa tytuły: mniej znany (zapewne eksportowy) "Valley Of Death" oraz bardziej oficjalny "Memorial Valley Massacre".

   Warto napisać tutaj o amerykańskim święcie państwowym obchodzonym w ostatni poniedziałek maja, czyli o Dniu Pamięci (Memorial Day). W sumie to taka ichnia majówka. Dzień wolny od pracy, który wydłuża weekend, sprzyja wypadom za miasto i oddawaniu się zadumie różnorakim rozrywkom na łonie natury, niekoniecznie oczywiście pozostającymi z nią w zgodzie. I tak właśnie rozpoczyna się nasza "Dolina śmierci".

   Nieokrzesani harleyowcy, wypindrowane paniusie, napalone nastolatki, chamy, brudasy, grubasy i śmieciarze - ot pełen przekrój współczesnego amerykańskiego społeczeństwa. Cała ta śmietanka zjeżdża do nowo otwartego, odremontowanego kurortu biwakowego, którego właściciel (w tej roli Cameron Mitchell znany z takich filmowych dzieł jak "Space Mutiny" 1988, "Deadly Prey" 1987, "Hollywood Cop" 1987) wyżej ceni sobie komfort gości niż dobro przyrody. Na szczęście okoliczne lasy zamieszkuje współczesny jaskiniowiec, który okazuje się być porwanym przed laty synem jednego z dozorców Doliny Pamięci...

   Ciężko zastanawiałem się jak sklasyfikować film Roberta C. Hughesa. Wzorem rasowych slasherów akcja osadzona jest w okolicach święta, a ofiary dziesiątkowane są przez tego samego sprawcę. Muzyka i momentami celowo przerysowane aktorstwo zdradzają jednak pewną kpinę z konwencji. Więc może jednak pastisz? Jakiejkolwiek nie szukać by szufladki dla "Doliny śmierci" faktem pozostaje, że ogląda ją się całkiem przyjemnie. Oczywiście jest to film głupi do granic możliwości, ale chyba właśnie o to twórcom chodziło.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz