piątek, 30 maja 2014

The Return Of The Living Dead (1985)

"THE RETURN OF THE LIVING DEAD" (1985)

reż. Dan O'Bannon


   W obecnych czasach termin kultowy stał się mocno nadużywany, żeby nie powiedzieć wyświechtany. Szczególnie w dobie internetu i mediów społecznościowych kultowe staje się niemalże wszystko co choć przez chwilę ma rzeszę wielbicieli (oczywiście im dziwniej tym lepiej, bo bardziej elitarnie). Współczesna kultowość ma się mniej więcej tak do kultowości z lat 80. jak gwiazdorstwo Dody do Madonny z jej najlepszego okresu. Na bycie kultowym trzeba sobie po prostu zasłużyć, a opisany tutaj film zasłużył sobie jak najbardziej :)

   W 1968 roku podejrzane chemikalia, z których przygotowywano broń chemiczną dla armii USA, dostały się do szpitalnej kostnicy powodując ożywienie znajdujących się tam trupów. Wojsko oczywiście postanowiło sprawę zatuszować. Zombiaków zapakowano w szczelnie zamknięte beczki i wywieziono do... no właśnie, nie tam gdzie planowano. Żywe trupy trafiły do przycmentarnego magazynu w Louisville w stanie Kentucky. I przez wiele lat, oprócz pracującego w magazynie Franka, nikt o nich nie wiedział. Frank jednak, chcąc zaimponować nowemu pracownikowi, młodemu Freddy'emu, dzieli się z nim ekscytującą historią, która dała podwaliny pod klasyczny (kultowy) film George'a Romero "Noc żywych trupów". Chwila nieuwagi, dochodzi do rozszczelnienia jednej z beczek, toksyczny gaz ulatuje w atmosferę...

   Jak nietrudno się domyślić, idąc za tytułem filmu, umarli muszą powrócić i staje się to w najbardziej rozkoszny z możliwych sposobów. Kłaniają się nieodżałowane lata 80. kiedy tego typu produkcje trafiały nie tylko pod strzechy domów, ale także do kin. I choć zainwestowane 4 miliony dolarów przyniosły zaledwie niespełna 15 milionów $ dochodu, to "Powrót żywych trupów" rozkochał w sobie całe pokolenia wiernych admiratorów.

  Korzeni filmu należy szukać w powieści "Return Of The Living Dead" (1977) Johna Russo, współscenarzysty "Nocy żywych trupów" George'a Romero, której to książka jest kontynuacją. Russo oraz producent Tom Fox planowali, by ekranizacja powieści została nakręcona w popularnym wówczas formacie 3D. Film miał wyreżyserować Tobe Hooper, gdy jednak okazało się, że woli on skupić się na realizacji widowiska science fiction "Lifeforce", jego obowiązki powierzono wynajętemu do doszlifowania scenariusza Danemu O'Bannonowi (scenarzysta m.in. "Dark Star" Johna Carpentera, "Obcego - 8 pasażera Nostromo" Ridleya Scotta i "Pamięci absolutnej" Paula Verhoevena), dla którego "Powrót żywych trupów" był pełnometrażowym reżyserskim debiutem. O'Bannon doskonale wyczuł konwencję co zaowocowało nominacją do Nagrody Saturna zarówno dla niego jak i samego filmu. Kolejne nominacje przyznano rewelacyjnej charakteryzacji (William Munns) oraz przezabawnemu Jamesowi Karenowi (m.in. "Frankenstein Meets The Spacemonster" 1965, "Herkules w Nowym Jorku" 1969, "Invaders From Mars" 1986) za główną rolę męską.

   Kolejną cegiełkę do kultowości dzieła O'Bannona dołożyła ścieżka dźwiękowa z niezapomnianym utworem "Party Time (Zombie Version)" w wykonaniu 45 Grave.

   Pisząc o "Powrocie żywych trupów" nie można nie wspomnieć o mega kultowej scenie stripteasu na cmentarzu. Linnea Quigley jako rudowłosa punkówa dała z siebie wszystko zdejmując prawie wszystko... bo przecież nikt nie ma jej za złe, że zostawiła sobie obcisłe geterki i pieszczochy ;)

   Świetna charakteryzacja, bardzo dobre zdjęcia i kapitalne wyczucie konwencji zarówno przez aktorów jak i realizatorów sprawiają, że ten film chce się oglądać wielokrotnie.

1 komentarz:

  1. Widziałem ten film dobre 10 razy na vhs. Wielka skarbnica cytatów, scen, rozwiązań technicznych. Chociaż muszę przyznać że w związku z tym postem, zerknąłem na YT i pomyliłem początek filmu z częścią drugą (zmieszały mi się sceny w obu :). To właśnie w dwójce była fajny motyw przy scenach otwierających z beczkami. Tak czy siak, do części trzeciej włącznie, zacne tytuły. Dalej padaczka

    OdpowiedzUsuń