piątek, 20 września 2013

The Monster That Challenged The World (1957)

 THE MONSTER THAT CHALLENGED THE WORLD (1957)
reż. Arnold Laven


Mistrz Alfred Hitchcock zwykł mawiać, że film powinien rozpoczynać się od trzęsienia ziemi, a później napięcie powinno stopniowo rosnąć. Według tej właśnie zasady nakręcony został obraz Arnolda Lavena.

   Niewielkie trzęsienie ziemi (chwieje się pan, buja tabliczka i trzęsie kamera) przywołuje do życia śpiącego od tysięcy lat gigantycznego mięczaka, z twarzy i figury przypominającego gąsienicę. Niebawem okazuje się, że stworów jest dziesięć i mają ambitny plan - rzucają wyzwanie światu (w zasadzie to nie wiem skąd ten wniosek, ale ważne, że w tytule brzmi dumnie). Pech jednak dla mięczaków (które tak by the way są wodnymi ślimakami), a szczęście dla ludzkości, że owa pobudka ma miejsce nieopodal bazy marynarki wojennej USA. A z USA nie ma co zaczynać (szczególnie w hollywoodzkich produkcjach)...

    Rok 1957 był dla amerykańskiego science fiction rokiem niezwykle urodzajnym. Samych tylko kinowych produkcji z tego gatunku było ponad 30, a wśród nich takie perełki jak: "Attack Of The Crab Monsters", "The Incredibly Shrinking Man", "The Deadly Mantis", "Beginning Of The End", "The Giant Claw", "Rodan", "The Black Scorpion", "The Monolith Monsters" (miłośnicy retro sci-fi czytając to zapewne już mają erekcję). "The Monster That Challenged The World" nie powinien mieć kompleksów na tle tych produkcji, wręcz przeciwnie. Zrealizowany jest bardzo starannie, szczególnie pod względem scen z tytułowym potworem. Spora w tym zasługa Augie Lohmana, który zbudował blisko 3 i pół-metrowego mięczaka poruszanego częściowo hydraulicznie. Budowaniem napięcia zajął się natomiast reżyser, Arnold Laven, który wcześniej realizował seriale dla telewizji oraz kryminały ("Without Warning", "Vice Squad", "Down Three Dark Street"), a także dramat wojenny z Paulem Newmanem "The Rack" (1956).

    Czy więc "Potwór, który rzucił wyzwanie światu" wyróżnia się czymś szczególnym? W zasadzie nie (no chyba, że gigantycznym mięczakiem, który gra kilka mięczaków). Z pewnością można go zaliczyć do bardziej udanych obrazów z potworami ery atomowej, ale do ścisłej czołówki mu daleko. Ot rzetelna produkcja, w której brak tandety, tak często obecnej w innych podobnych filmach z tego okresu. Podczas seansu nie sposób się nudzić i źle bawić. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz