DON'T GO IN THE WOODS (1981)
reż. James Bryan
Większość recenzowanych przeze mnie filmów szczerze polecam, zdarza się jednak, że niektóre opisuję ku przestrodze. Są to obrazy, które pozostawiają mnie w beznadziejnym poczuciu zmarnowanego czasu. Zamiast jednak szybko wyrzucić je z pamięci, przez kolejną godzinę lub dwie staram się zrozumieć dlaczego po udostępnieniu szerokiej publiczności takiego czy owego produktu finalnego świat się nie skończył... "Don't Go In The Woods" jest właśnie jednym z takich filmów.
Są trzy fundamentalne zasady gwarantujące przetrwanie w lesie. Pierwsza to - nie panikuj. Jeśli się zgubisz - nie panikuj. Jeśli nie możesz znaleźć grzybów - nie panikuj. Jeśli goni cię psychopatyczny morderca - nie panikuj. Druga - oceń sytuację. Wejdź na wysokie drzewo, rozejrzyj się. Trzecia - nigdy nie chodź do lasu samemu.
Te cenne rady przekazuje swoim przyjaciołom jeden z bohaterów filmu, którzy wybrali się na kilkudniową wycieczkę do lasu. Oni jeszcze tego nie wiedzą, ale my już tak - w okolicy grasuje groźny morderca. Nie ma dnia, aby do policji nie docierały informacje o kolejnych zaginięciach. Niestety funkcjonariusze prawa są bezsilni (w sumie nie ma się czemu dziwić skoro szeryf wygląda jakby jedyne co potrafił odnaleźć to własna lodówka). Biwakowicze zdani są wyłącznie na siebie.
Jeśli chodzi o fabułę to byłoby w zasadzie tyle. Reszty nie zdradzam, żeby nie spoilerować, ale ogólnie chodzi o chodzenie po lesie, tudzież bieganie. Sporą część ścieżki dźwiękowej wypełniają nieartykułowane dźwięki: sapanie, jęki, krzyki. Ciężko przez to wszystko przebrnąć - trzeba się z tym oswoić.
Nakręcony za 20 tysięcy dolarów (tako rzecze wszechwiedząca Wikipedia, ale James Bryan w wywiadzie udzielonym stronie horror-unrated.com uważa, że całość - łącznie z dystrybucją - zamknęła się w 150 tysiącach) horror był piątym pełnometrażowym filmem w dorobku reżysera, który karierę rozpoczął od kręcenia erotyków ("The Dirtiest Game In The World" i "Escape To Passion"; oba z 1970 roku).
Brutalne sceny morderstw na długie lata skazały "Don't Go In The Woods" na kasetową banicję. Pełna wersja w Wielkiej Brytanii ujrzała światło dzienne dopiero w 2007 roku na DVD.
Film powstał na fali slaherowego boomu przełomu lat 70. i 80. Nie można mu odmówić dosadności scen morderstw i pięknej barwi krwi, która co jakiś czas leje się z ekranu. Niestety gorzej to wygląda warsztatowo. Kiepskie aktorstwo, słabe zdjęcia, kulawy montaż. Nie przeszkodziło to oczywiście obrazowi Jamesa Bryana dorobić się miana kultowego. A może właśnie przysłużyły się temu te niedostatki w połączeniu z brutalnością... Oczywiście fakt trafienia na listę video nasties też, w końcu co smakuje lepiej niż zakazany owoc?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz