środa, 30 kwietnia 2014

Ghoul School (1990)

GHOUL SCHOOL (1990)

reż. Timothy O'Rawe

   Jeśli myśleliście, że nie ma bardziej obskurnego szkolnego horroru niż "Class Of Nuke'em High" to pomyślcie raz jeszcze...

   Już w najbliższą sobotę w jednej z amerykańskich szkół średnich miała odbyć się potańcówka, którą uświetnić miał swoim występem zespół Bloodsucking Freaks. Miała, bo oto dwóch bandytów, którzy przybyli odebrać zaległe należności od szkolnego dozorcy, przypadkiem uwalnia groźne chemikalia, które dostają się do zasobów wodnych. W oka mgnieniu drużyna pływacka zamienia się w krwiożercze upiory. Cała nadzieja, by zaraza nie rozprzestrzeniła się poza teren szkoły, spoczywa teraz na dwóch maniakach horrorów i metalowym zespole, który ćwiczył przed występem na potańcówce...

   "Ghoul School" jest dziełem domorosłego reżysera Timothy'ego O'Rawe, który zadebiutował w 1989 roku horrorem "The Basement". Być może na całe szczęście dla bardziej wymagających lub wrażliwych na estetykę widzów, O'Rawe za kamerę już nigdy więcej nie chwycił. Zadowolił się dłubaniem przy scenariuszu "Midnight Confessions" (1994) oraz "Dead Heads Or How I Got Sent To Detention And Ended Up Fighting An Army Of Zombies", o którym nikt niczego więcej poza tytułem nie słyszał.

   W jednej ze scen (powiedzmy sobie szczerze - zupełnie z dupy) pojawia się komik Jackie "The Joke" Martling, znany z pisania dowcipów do niezwykle popularnego w Stanach "The Howard Stern Show" (1983-2001), oraz prowadzący pierwszy telewizyjne talk show - Joe Franklin. W małej scenie na sali gimnastycznej swój filmowy debiut zaliczył niejaki Ivan Sergei, którego facjatę możecie kojarzyć z takich seriali jak: "Był sobie złodziej" (1996-1998), "Jack & Jill" (1999-2001), "Crossing Jordan" (2003-2004) czy mini-serii o przygodach Jacka Huntera (to taki Indiana Jones dla ubogich).

   W scenie, w której horrorowe geeki oglądają VHSa, na ekranie telewizora leci "Robot Ninja" (1989) J.R.Bookwaltera (m.in. "The Dead Next Door", "Ozone", "Witchouse III: Demon Fire").

   Obraz przypomina produkcje Tromy. Tutaj też horror miesza się z komedią, aktorzy nie mają zielonego pojęcia o graniu, a jedynymi osobami z ekipy, które znają się na rzeczy są spece od efektów gore. Całość zamyka się w zjadliwych 70 minutach, które doskonale komponują się z dwoma piwkami i miską popcornu, oraz - oczywiście - doborowym towarzystwem przyjaciół, którzy podzielą Wasz los ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz