sobota, 26 kwietnia 2014

Day The World Ended (1955)

DAY THE WORLD ENDED (1955)

reż. Roger Corman

   Pierwsza wyprawa Rogera Cormana jako reżysera w rejony science-fiction. Post-apokalipsa z iście melodramatycznym konfliktem postaci okraszona sprawdzonymi chwytami (czytaj. promieniowanie, mutacje, potwory, etc.).

   Film rozpoczyna się od wielkiego wybuchu i napisu THE END. Trochę może nietypowo, ale adekwatnie, bo oto w wyniku wojny atomowej zniszczone zostało wszelkie życie na Ziemi. Chociaż jednak niezupełnie wszelkie, bo oszczędziło pewną dolinę, w której od wielu lat na taką okoliczność szykował się niejaki Maddison i jego córka Louise. Do ich posiadłości przybywa niebawem pięć osób, które szczęśliwie znalazły się w pobliżu podczas wybuchu. Uzbrojony i podstępny Tony wraz ze swoją kobietą Ruby, przystojny geolog Rick niosący resztką sił ciężko rannego Radka oraz stary włóczęga podróżujący z osłem. Niestety gospodarz nie przewidział takiego obrotu sprawy i przygotował zapasy jedynie dla trzech osób (w tym narzeczonego córki, który do domu nie dotarł)...

   No i zaczyna się konflikt. Dwie atrakcyjne kobiety i pięciu chłopa. Starca i umierającego nikt nie bierze pod uwagę, ale Tony, Rick, Ruby i Louise grają w podchody jak w skondensowanej pigułce "Mody na sukces". A przecież nie to jest najważniejsze - przynajmniej dla miłośnika dziwnego filmu - kto kogo przeleci (w tej kwestii można byłoby się jakoś dogadać). Na zewnątrz czai się zmutowany stwór, który czyha na atomowych niedobitków!!!

   Wiecie co jest najśmieszniejsze w filmach science-fiction z lat 50.? Wcale nie potwory ani irracjonalne zachowania głównych bohaterów, ale naukowcy. Mężczyźni, często po 50tce, ze śmiertelną powagą - aby przekonać wszystkich zgromadzonych na ekranach oraz przed nimi - wypowiadający naukowe teorie. Ba! Często nie tylko teorie, ale i sprawdzone, udokumentowane badaniami, przypadki. W "Day The World Ended" Maddison pokazuje geologowi Rickowi trzy szkice zwierząt zmutowanych w wyniku radioaktywnego promieniowania. Są na nich wiewiórka, pies oraz małpa. Oczywiście nasz geolog jest tak zaaferowany tymi rysunkami, że nawet nie przychodzi mu do głowy, aby zapytać Maddisona dlaczego nie zrobili tym obiektom badań żadnych zdjęć? My wiemy, że chodziło o kasę, więc wybaczamy reżyserowi i dziękujemy, że w ogóle jakiegoś potwora nam pokazał, ale z drugiej strony to przecież właśnie o potwora tu chodzi.

   Wymagane minimum zostało spełnione: naukowiec, córka naukowca, przystojny heros i potwór, atmosfera zagrożenia i pseudo-naukowe wykłady. Tempo jest przyzwoite, więc 79 minutek seansu mija jak z bicza strzelił.

   Film został nakręcony w formacie 2.00:1, czyli całkiem fajnej panoramie. Niestety DVD, które posiadam ma przycięte proporcje do 4:3, na dodatek zrobione jest to dość chamsko (wycięty środek, bez specjalnego rozczulania się, w którym rogu kadru dzieje się akcja), przez co nie byłem w stanie w pełni rozkoszować się oryginalną wizją operatora :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz