wtorek, 15 kwietnia 2014

Ghost Warrior (1985)

GHOST WARRIOR a.k.a. SWORDKILL (1985)

reż. J. Larry Carroll

   Japoński samuraj zostaje rozmrożony po ponad 400 latach spędzonych w bryle lodu. Pod czujnym okiem amerykańskich naukowców dochodzi do siebie i wykorzystuje nadarzająca się okazję, by uciec z laboratorium. Czy Los Angeles lat 80. XX wieku jest gotowe na wizytę shoguna z feudalnej Japonii?

   Japonia, rok 1552. Po odbiciu z rąk porywaczy pięknej niewiasty i stoczonym zwycięskim pojedynku na miecze, samuraj Yoshi zostaje podstępnie postrzelony z łuku i spada z wysokiej skarpy wprost do lodowatego przerębla. W połowie lat 80. XX wieku japońska ekspedycja przypadkowo odnajduje zamrożonego shoguna. W jaki sposób trafia on w ręce amerykańskich naukowców tego nie wiadomo. Wiadomo natomiast wszem i wobec, że amerykańscy naukowcy na wszystkim znają się najlepiej, więc należy przyjąć, że taka kolej rzeczy po prostu musiała nastąpić. W przypadku gdyby ich ambitny plan rozmrożenia delikwenta zakończył się sukcesem, do asystowania nad eksperymentem zostaje zaproszona Chris Welles, ekspertka w dziedzinie japonistyki. Biorąc pod uwagę rangę wydarzenia to wybór tej właśnie pani wydaje się nieco nierozważny, ale najwyraźniej albo nikogo lepszego akurat w Ameryce nie było, albo naukowcy stwierdzili, że jeśli nie poradzą sobie z tym samurajem to rozmrożą sobie jakiegoś innego. Chris język japoński zna jako tako, japońskie zwyczaje tyle o ile, ale i tak wydaje się omnibusem w porównaniu do pozostałych bohaterów filmu. Oczywiście tylko ona zdaje się rozumieć sytuację Yoshiego, gdyż wszyscy inni traktują go jak doświadczalne zwierzątko. Miarka jednak w końcu się przebiera i shogun ucieka z instytutu wprost na ulice Los Angeles, gdzie wzbudza niemałą sensację. 

   Założenie fabularne było genialne w swojej prostocie. Wykonanie nie jest już tak dobre jak moglibyśmy sobie tego życzyć, ale nie ma co narzekać. Pierwotne film miał być kręcony w technice 3D (proszę wczytać się w czarno-biały plakat poniżej), ostatecznie jednak od tego pomysłu odstąpiono. Budżet 2 milionów dolarów okazał się i tak wystarczająco wysoki. Zdjęcia rozpoczęto pod koniec 1983 roku. Obraz miał swą premierę w Europie pod tytułem "Swordkill". Dopiero w 1986 roku, przy okazji premiery w USA, został przemianowany na "Ghost Warrior". Nie zdziwcie się więc jeśli różne źródła będę podawały inną datę przy innym tytule - cały czas chodzi o ten sam film ;)

   Za kamerą stanął debiutujący w roli reżysera J. Larry Carroll, na co dzień scenarzysta (aktorskie "Tourist Trap" i "The Day Time Ended", oba z 1979, oraz animowane seriale m.in. "Ghostbusters", "Thundercats", "Wojownicze żółwie ninja"), który praktyki nabierał na planie horrorów na przełomie lat 70. i 80., m.in. pod czujnym okiem Wesa Cravena ("Wzgórza mają oczy"). Niestety nowe obowiązki przerosły go i z podkulonym ogonem wrócił do zajęcia, w którym czuł się najpewniej. "Ghost Warrior" pozostaje jedynym filmem w jego reżyserskim dorobku.

   Muzykę skomponował Richard Band (brat Charlesa). Orientalne motywy tworzą niezły klimat, podobnie jak - mocno inspirowany tematem z filmu "First Blood" (Jerry Goldsmith) - utwór, który słyszymy podczas policyjnego pościgu za uciekającym samurajem. Może niezbyt to wszystko oryginalne, ale pasuje i wpada w ucho.

   Reasumując, "Ghost Warrior" to całkiem przyzwoita produkcja pochodząca z nowo powstałej wówczas wytwórni Charlesa Banda - Empire Pictures. Temat wprawdzie wart był filmu o większym rozmachu, ale jak na niskobudżetową klasę B to ogląda się go nad wyraz dobrze, nawet po blisko 30 latach od premiery.

1 komentarz:

  1. lata 80 cud miód i maliny ;D kino dawało wtedy tyle radości :)

    OdpowiedzUsuń