czwartek, 7 maja 2015

The Legend Of Nigger Charlie (1972)

THE LEGEND OF NIGGER CHARLEY (1972)

reż. Martin Goldman


   Podczas gdy redaktorzy fachowych portali rozpisywali się o klasycznym spaghetti westernie Sergio Corbucciego z 1966 roku, który rzekomo stał się główną inspiracją dla święcącego wówczas triumfy najnowszego dzieła Quentina Tarantino, ja postanowiłem pójść inną drogą (przy czym nie twierdzę, że tamta jest absolutnie chybiona). Według mnie droga ta jest właściwsza, więc chciałbym przybliżyć Wam klasyczny obraz innego nurtu.

   "The Legend Of Nigger Charley" to czołowy reprezentant odmiany blaxploitation, zwany slavesploitation. Najogólniej rzecz ujmując były to filmy wykorzystujące motyw niewolnictwa. Ich pozytywnymi bohaterami byli czarnoskórzy niewolnicy, często oswobodzeni lub w trakcie ucieczki, a negatywnymi ich biali nadzorcy, właściciele lub podążający ich śladem łowcy głów. Najczęściej miejscem akcji była Ameryka drugiej połowy XIX wieku, a tło stanowiła Wojna Secesyjna i Dziki Zachód (dlatego często nazywano je westernami blaxploitation). Nie inaczej przedstawia się sytuacja w filmie "The Legend Of Nigger Charley".

   Plantacja w Virginii. Czarnoskóra kobieta, główna gosposia/służąca dokonującego żywota Hilla Cartera, właściciela posiadłości oraz całej rzeszy niewolników, uprasza swego pana, by ten darował wolność jej młodemu synowi, pełniącemu tu funkcje kowala, Charley’emu. Chłopakowi jednak nie będzie dane długo cieszyć się pełnoprawną wolnością. Takie fanaberie jak uwalnianie niewolników nie mieszczą się w głowie nadzorcy Houstona (w tej roli John P. Ryan, znany m.in. z „A jednak żyje” 1974, „Avenging Force” 1986, „Klasa 1999″ 1990), pracującego na plantacji od wielu lat. Charley ma zostać sprzedany na najbliższej aukcji wraz z innymi niewolnikami pana Cartera. Oczywiście do tego nie dojdzie, gdyż dwójka przebiegłych ziomków Charleya, Toby i Joshua, już od dłuższego czasu knuje plan ucieczki.

   No i zaczyna się ucieczka przez Dziki Zachód. Chociaż w zasadzie nie do końca ucieczka, gdyż nasz Charley to przecież już wolny człowiek. I o wolność i godność dla czarnoskórych walczy, więc motywy ma jak najbardziej chwalebne, no ale wiadomo – kilku białych po drodze musi odstrzelić. Debiut reżyserski (także scenariusz) Martina Goldmana od samego początku wywoływał spore kontrowersje, głównie za sprawą dosadnego tytułu. "Legenda Czarnucha Charleya", jak należałoby film przetłumaczyć, do telewizji trafiła już jako "Legenda Czarnego Charleya" ("The Legend Of Black Charley"). Oburzali się jednak zapewne ci, którzy filmu nie widzieli, gdyż wartości jakie reprezentuje, szczególnie dla widowni afroamerykańskiej, są bezsprzecznie pozytywne, a obraźliwe słowo czarnuch zostało tu użyte w kontekście właściwych sobie realiów historycznych, w których toczy się akcja.

   Zaledwie rok po premierze filmu w kinach pojawił się jego sequel, "The Soul Of Nigger Charley". Za kamerą stanął producent i współscenarzysta jedynki, Larry Spangler, dla którego to również był reżyserski debiut. Trzeba jednak przyznać, że film zrobiony jest sprawniej. Charakteryzuje go większy rozmach, lepsza praca kamery, lepsza ścieżka dźwiękowa, akcja obfituje w więcej zwrotów.

   "Trylogię" (nie jest to oficjalny ciąg dalszy serii, ale umownie możemy go do niej zaliczyć) zamyka film "Boss Nigger" z 1975 roku. Wyreżyserowany przez Jacka Arnolda, legendarnego już wtedy twórcę żelaznej klasyki science fiction z lat 50., wśród której znalazły się "It Came From Outer Space" (1953), "Creature From Black Lagoon" (1954), "Revenge Of The Creature" (1955), "Tarantula" (1955), "The Incredible Shrinking Man" (1957). Film współprodukował odtwórca głównej roli, Fred Williamson, który napisał do niego również scenariusz. Jak to wpłynęło na ostateczny kształt produkcji domyślają się z pewnością miłośnicy aktora, którego filmową filozofię charakteryzują trzy dewizy: film musi być naładowany akcją, on podrywa najlepszą laskę i wygrywa wszystkie walki.

   Niestety "The Legend Of Nigger Charley" i "The Soul Of Nigger Charley" nie doczekały się godnego wydania na DVD ("Boss Nigger" się doczekał, ale oczywiście zmieniono mu tytuł na "BOSS"). Miejmy nadzieję, że ten stan rzeczy zmieni sukces filmu "Django Unchained" i chęć poznania inspiracji Quentina Tarantino. Wielu dystrybutorów zapowiedziało już nowe wydania spaghetti westernów z "Django" w tytule. Oby podobny los czekał filmy z gatunku SLAVESPLOITATION.

2 komentarze:

  1. dziś by tego nie nakręcili samo słowo na N by wystarczyło by twórców zlinczować na antenach wszystkich amerykańskich stacji może z wyjatkiem foxa ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń