PIGGATE (1990)
reż. Krzysztof Magowski
Parafrazując słowa Williama Shakespeare'a (Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się filozofom nie śniło.) pierwsze co przychodzi mi do głowy po obejrzeniu obrazu Krzysztofa Magowskiego mogę ująć to tylko w jeden sposób: są filmy w polskiej kinematografii, o których się krytykom nie śniło...
Fitness, solarka, w TV reportaż o transplantacji, angielsko brzmiące nazwiska, dziwna fryzura Tadeusza Huka i naga aktorka wijąca się w luksusowej wannie. Takim oto lansem próbowano na początku nowego ustroju wymazać ze świadomości polskiego widza szarość PRLu.
Umierający na raka Frank O'Hara dzięki genialnemu umysłowi swojego kolegi, transplantologa Williama Holdinga, staje przed szansą odrodzenia się w nowym ciele. De facto ma to być właśnie ciało docenta Holdinga, przyszłego laureata nagrody Nobla i narzeczonego pięknej Lucy, którego mózg ląduje w głowie świni. W jakim celu - tego już twórcy nam nie tłumaczą. Zamiast wyjaśnień możemy sobie obejrzeć taneczno-wokalny występ zespołu, którego liderką jest Lucy.
Pepsi, Royal Ham (fikcyjny koncern produkujący wędliny), 7UP i bydlęce wagony pociągu towarowego, którym mózg Holdinga w ciele świnki jedzie do rzeźni. Pole golfowe, telefon w kształcie puszki Coca-Coli i dzielna świnka brawurowo (skacząc z wieżowca) uciekająca swym niedoszłym oprawcom. Marlboro, walizka dolarów, Pepsi, Pepsi, 7UP i rozwścieczeni farmerzy próbujący złapać świnkę rzucającą w nich pustymi butelkami po Pepsi-Coli. Karzeł, wybuchająca stacja benzynowa, szyld "Be Careful AIDS", Sony, pościg helikopterem, Fuji i świnka za kierownicą pędzącej bagażówki.
W tym całym bałaganie ochoczo pląsają: Tadeusz Huk, Leon Niemczyk, Katarzyna Figura, Rysio z "Klanu", Maciej Kozłowski, Henryk Talar, Zbigniew Buczkowski (zdaje się dubbingowany), Jacek Borkowski i inni. Scenariusz do filmu powstał w oparciu o słuchowisko radiowe Marcina Wolskiego zatytułowane "Świnka", emitowane między styczniem a marcem 1976 roku. Podobno reżyser Krzysztof Magowski zwrócił się do autora z propozycją przeniesienia słuchowiska na duży ekran w okresie stanu wojennego. Taki sam tytuł otrzymał trzyodcinkowy miniserial telewizyjny wystrugany z materiałów nakręconych na potrzeby filmu kinowego. Serial miał swoją telewizyjną premierę w 1994 roku.
Krzysztof Magowski filmy kręcił już od 1983 roku. Były to jednak dokumenty. "Piggate" (skojarzenia z Watergate w pełni uzasadnione) miało być jego fabularnym debiutem, a w konsekwencji gorzką pigułką, która na dobre zniechęciła reżysera przed kolejnymi podejściami do fabuł. Zajął się tym co wychodziło mu znacznie lepiej, czyli dokumentami. Ostatni jak dotąd, "Sen o Warszawie", przedstawiający sylwetkę Czesława Niemena, z powodzeniem pokazywany był pół roku temu w polskich kinach. Otrzymał nawet statuetkę Orła w kategorii Najlepsza Muzyka.
Ale wróćmy jeszcze na chwilkę do naszej "Świnki", która jest jednym z największych filmowych kuriozów polskiej kinematografii. Oczywiście absurdalną fabułę powinno traktować się z przymrużeniem oka, problem jednak polega na tym, że dość często mamy ochotę zamknąć nie tylko jedno, ale też drugie oko. Inscenizacyjny rozmach z pewnością był. Są pościgi, helikopter, wystawne przyjęcia, plejada aktorów. Zabrakło niestety efektownego kostiumu tytułowej świnki. Sceny, w których pojawia się w kadrze dosłownie rozbrajają, szczególnie w zestawieniu z odpicowanymi w wieczorowe stroje znanymi aktorami. Kolejnym zabiegiem budzącym politowanie jest stylizacja na Amerykę. To tak jakby szyld Pepsi w szczerym polu miał w zupełności załatwić sprawę. To trzeba zobaczyć, żeby uwierzyć. Jeśli więc myśleliście, że to Marek Piestrak jest bezapelacyjnym królem kiczu to zafundujcie sobie seans "Piggate" i przemyślcie to raz jeszcze ;)
Bogowie... to polski shit, a po tytule miałem nadzieję na jakieś Austarlijskie Gore...
OdpowiedzUsuńZ "Bogami" to bym nawet ten film zestawił. W końcu też jest o transplantacjach i też są świnie ;)
Usuń