niedziela, 29 marca 2015

Time Walker (1982)

TIME WALKER (1982)

reż. Tom Kennedy

   Gdy Alfred Hitchcock mówił, że "film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi (potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć)", z pewnością nie miał na myśli odgłosów trzęsienia dodanych z offu i poruszenia obrazem nakręconego przy innej okazji dokumentu. No ale skoro nie doprecyzował tej kwestii, jego debiutujący reżyser (a wcześniej montażysta), Tom Kennedy, postawił właśnie na takie rozwiązanie. Czy później napięcie nieprzerwanie rośnie? Oj tak, jeszcze jak!

   W wyniku niewielkiego trzęsienia ziemi w grobowcu Tutanchamona burzy się jedna ze ścian odsłaniając starożytny sarkofag, na który nie natknął się nikt od czasu odkrycia grobowca w 1922 roku. Farciarzem będącym akurat w piramidzie jest amerykański archeolog, profesor Douglas McCadden. Oczywiście niezwłocznie zabiera znalezisko do Kalifornii, gdzie wykłada na uniwersytecie. Twórcy oszczędzili nam, na szczęście, zarówno nieciekawych technicznych aspektów wyciągania i transportu trumny, jak i całej masy papierkowej roboty, którą z pewnością musiał przejść nasz bohater z władzami Egiptu, no bo zakładam, że od tak mu jej po prostu nie dali. Mumia zostaje prześwietlona w instytucie profesora, hieroglify odczytane, tajne skrytki bez problemu rozszyfrowane. I chciałoby się pochwalić pojętną amerykańską młodzież gdyby nie fakt, że jeden ze studentów przywłaszcza sobie pięć okrągłych kryształów, z którymi pochowana była mumia. Mumii oczywiście to się nie podoba. Budzi się do życia i zamierza odzyskać swoje świecidełka (dodam, że w międzyczasie wszystkie zdążyły już trafić do pięciu różnych osób...).

   Jak już zapewne zdążyliście wywnioskować z opisu fabuły, uproszczenia są w "Podróżniku w czasie" na porządku dziennym. Najwyraźniej scenarzyści uznali, że skoro widz będzie obcował z tak niesamowitą historią to nie będzie zwracał uwagi na małe niedociągnięcia. Niestety, niektórzy widzowie uwagę zwrócili i narzekali do tego stopnia, że Tom Kennedy do końca życia nie chciał już mieć z branżą filmową nic wspólnego.

   Mimo wszystko, ja jednak broniłbym tego filmu. Przede wszystkim ma świetne zdjęcia, wyłączając oczywiście początkowe trzęsienie ziemi, ale budżet 750 tysięcy dolarów nie wystarczył na nic bardziej spektakularnego (na samo trzęsienie pewnie by wystarczył, ale aż boję się pomyśleć jak wyglądałaby reszta produkcji). Odpowiedzialny za nie Robbie Greenberg pracował nieco wcześniej dla Wesa Cravena przy jego "Potworze z bagien" i "Time Walker" sporo na tym zyskał (mumia sunąca po parku w blasku pełnego księżyca). Kolejne propsy wędrują do Richarda Banda (brata Charlesa) za ścieżkę dźwiękową. Jego muzyka uratowała niejedną produkcję ze studia Empire i Full Moon, i tutaj też działa na korzyść klimatu. Szkoda tylko, że sama mumia nie budzi grozy, ale najważniejsza jest tutaj przecież tajemnica, na rozwiązanie której widz będzie czekał aż do końca filmu.

   Wielka szkoda, że "Time Walker" nie odniósł spodziewanego sukcesu. Dostalibyśmy wówczas zapowiedzianą tuż przed napisami końcowymi kontynuację... Kto wie, być może jeszcze kiedyś ktoś dopisze do tej historii kolejny rozdział...

1 komentarz:

  1. Jak dla mnie jest to świetny film , bardzo klimatyczny i pełen grozy. Bardzo długo go szukaem jeszcze przed erą interetu .Żałuję że nie powstała 2 część ale też bardzo cieszę się z tego że nie został całkowicie zapomniany !

    OdpowiedzUsuń