poniedziałek, 16 marca 2015

Manitou (1978)

MANITOU (1978)

reż. William Girdler

   Ekranizacja kultowego horroru Grahama Mastertona dokonana przez Williama Girdlera, reżysera "Abby", czarnoskórej wersji "Egzorcysty", to chyba wystarczający powód żeby już zacząć się bać...

   Do znanego specjalisty od nowotworów zgłasza się kobieta, na której plecach w zastraszającym tempie rośnie tajemniczy guz. Niestety lekarz okazuje się bezradny, bowiem guz nie nosi znamion rakowych, przypomina raczej pozamaciczną ciążę. Bardziej pomocnym okazuje się dawny kochanek Karen, wróż Harry, który niezwłocznie przystępuje do działania. Podczas seansu spirytystycznego ukazuje mu się głowa Indianina. Jest nim szaman, który przed ponad 300 laty, podczas indiańskiego rytuału, przeniósł swoją duszę, by w przyszłości odrodzić się na nowo. Harry nie może do tego dopuścić.

   Reżyser William Girdler (m.in. "Asylum Of Satan", "Abby", "Sheeba, Baby", "Grizzly") pisząc/przerabiając scenariusz postarzył głównych bohaterów książki o 20 lat. I tak oto w 32 letniego Harry'ego Erskinae'a wcielił się 52 letni Tony Curtis, a 21 letnią Karen Tandy zagrała 40 letnia Susan Strasberg. Filmowi bohaterowie zyskali wspólną przeszłość, co akurat przydało wiarygodności motywom pobudzającym Harry'ego do działania (w końcu walczy o dawną miłość, a nie o dopiero co poznaną dziewczynę). Niestety, pobudzony Tony Curtis to nie jest najlepszy dla oczu widok. Wybaczcie moje uprzedzenie, ale nigdy nie uważałem go za dobrego aktora. "Manitou" bynajmniej niczego w tej kwestii nie zmienił.

   Modzie na horrory religijne z pewnością zawdzięczamy wysoki budżet, co przełożyło się na przyzwoite efekty specjalne. Niestety nijak się one mają do mrocznego klimatu drugiej połowy książki. Te tutaj za bardzo zmierzają w kierunku science fiction, przez co filmowi zdecydowanie bliżej jest do niesławnej kontynuacji "Egzorcysty" w reżyserii Johna Boormana, niż do oryginału Williama Friedkina. Nie przeszkodziło to jednak "Manitou" odnieść sporego sukcesu w kinach (niestety nie udało mi się odnaleźć dokładnych danych na temat budżetu i box-office'u). Sprzeczne są także daty premiery (Wikipedia podaje 7 października 1977, a IMDB 15 kwietnia 1978). Szkoda, że reżyser nie doczekał tego sukcesu. Zginął w wieku zaledwie 30 lat w wypadku helikoptera w Manili, gdzie poszukiwał lokacji do swojego 10 filmu.

   Graham Masterton, mimo ugruntowanej pozycji w panteonie literackiego horroru, nie może narzekać na nadmiar zainteresowania ze strony Hollywood. "Manitou" jest jak dotąd jedyną jego powieścią przeniesioną na duży ekran. W 1997 roku na podstawie jego opowiadań powstały trzy epizody serialu "The Hunger". Niezrażony autor kontynuuje literackie przygody indiańskich duchów. Obecnie cykl zwany "Manitou" obejmuje sześć powieści i jedno opowiadanie.

2 komentarze:

  1. "Graham Masterton, mimo ugruntowanej pozycji w panteonie literackiego horroru, nie może narzekać na nadmiar zainteresowania ze strony Hollywood"

    No właśnie. Ciekawa skądinąd rzecz. Zaczytywałem się w Mastertonie jako 16-latek (pewnie było to po trosze spowodowane pikantnymi akapitami. Ba! Całymi rozdziałami! :). Mam "Manitou" do obejrzenia, a bardziej do odświeżenia bo widziałem to lata temu i tak szczerze to mało pamiętam jak wyszła ta ekranizacja. Nawet nie pamiętałem że bohaterowie byli starsi. Inną sprawą jest to, że taki "Manitou" zasługuje na porządny remake, a tu ani widu ani słychu. Może jest jakaś sprawa z drogimi prawami do ekranizacji powieści Grahama?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kasę to chyba nie chodzi, bo Hollywood jest bogate. Co rusz ekranizuje się Kinga, a myślę, że Masterton jest jednak tańszy. Może w oczach producentów nie wydaje się on być pewniakiem, który zwróci kasę. Nie mam pojęcia. Zastanawiam się nad tym czy nie poszukać jakiś wywiadów z autorem. Być może odpowiadał już kiedyś na pytania o swoje związki (bądź ich brak) z Fabryką Snów... A jeśli nie, to może warto byłoby napisać do niego kilka pytań... ;)

      Usuń