sobota, 17 maja 2014

Godzilla (2014)

 GODZILLA (2014)

reż. Gareth Edwards

Oj długo nie będę mógł dojść do siebie po tym seansie...
 
   Nowa "GODZILLA" nakręcona jest z dużym poszanowaniem dla japońskiego oryginału. Nie ma tu miejsca na kontrowersje, które budził może nie tyle sam film co potwór w obrazie Rolanda Emmericha z 1998 roku. Tutaj tytułowa bohaterka (tytułowy bohater? - niepotrzebne skreślić) jest zwalista i wygląda w zasadzie jak facet w gumowym kostiumie jednocześnie facetem w gumowym kostiumie nie będąc. Podobnie rzecz ma się z przeciwnikami Godzilli. Nie są to bynajmniej zarzuty, wręcz przeciwnie. Daje to bowiem poczucie namacalnego zagrożenia, a nie jedynie koślawego CGI. Myślę, że efekty specjalne wreszcie osiągnęły ten poziom, w którym ekranowe potwory naprawdę budzą emocje (i nie ma wśród nich irytacji i politowania).

   Nie będę się wdawał w meandry fabularne, bo te są dość pretekstowe, ale przecież nie to jest najważniejsze w filmach z tego cyklu. Chodzi o rozpierduchę, a ta jest MEGA imponująca. Autentycznie widać każdego centa spośród 160 milionów dolarów zainwestowanych w produkcję.

  W upajaniu się totalną destrukcją nie przeszkadzają aktorzy. Skądinąd znani i szanowani (m.in. Juliette Binoche, Bryan Cranston, Ken Watanabe, David Strathairn) mają pełną świadomość, że tym razem grają jedynie drugie i trzecie skrzypce. Reżyser Gareth Edwards ("Strefa X") dostał niepowtarzalną szansę, którą wykorzystał. Ogarnąć takie przedsięwzięcie to wyczyn nie lada i chylę przed nim czoła, bo Godzilla to nie jakiś tam kolejny blockbuster tylko dobro kulturowe i dziedzictwo wielu pokoleń nie tylko Japończyków. Godzilla jest w sercu każdego miłośnika dziwnego kina.

   Miałem to dodatkowe szczęście, że "Godzillę" oglądałem na wielkim ekranie kina IMAX i jej ryk wciąż przeszywa mnie na wylot.

3 komentarze:

  1. Ja pójdę na to jeszcze raz, a potem trzeci i czwarty raz też chcę zobaczyć! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. A dla mnie wątków ludzkich było właśnie za dużo i to one były na pierwszym planie, podczas gdy Godzilla stał się tłem (potwór pojawia się w całej okazałości dopiero po godzinie, by zaraz zniknąć i wrócić na dłużej pod koniec).

    Zabrakło też japońskiego klimatu, wyszło coś pomiędzy "Zillą" Emmericha z 1998 roku, a japońskimi produkcjami serii Heisei i Millenium.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością różny odbiór bierze się z oczekiwań, które postawiliśmy sobie względem filmu. Ja nie spodziewałem się, że potwory zdominują obraz pod względem czasu jego trwania. To nie jest w hollywoodzkim stylu do tego stopnia epatować główną atrakcją, która w założeniu zapewne przewidziana była na kilka odsłon. Temu filmowi pewnie bliżej jest do klasycznych widowisk katastroficznych niż do japońskiego monster movies. Po pierwszym seansie nie miałem z tym problemu. Zobaczymy jak podejdę do tego gdy "Godzilla" ukaże się na DVD i obejrzę ją w gabarytach średniego psa na moim telewizorze ;)

      Usuń