piątek, 28 marca 2014

The Land Unknown (1957)

THE LAND UNKNOWN (1957)

reż. Virgil W. Vogel


   Najpierw była powieść Edgara Rice'a Burroughsa "The Land That Time Forgot" (org. 1918; "Ląd zapomniany przez czas" - wydawnictwo ALFA, 1993), który to znów pełnymi garściami czerpał z powieści Sir Arthura Conan Doyla ("The Lost World"; 1912) i Julesa Verne'a ("The Misterious Island"; 1874). Nic to jednak, bo żaden z trzech panów, którzy brali udział w pracy nad scenariuszem do takich inspiracji się nie przyznaje.

   Tak więc, Charles Palmer historię wymyślił, William N. Robson spisał na papier, a Laszlo Gorog (m.in. "The Mole People" 1956, "Earth vs. The Spider" 1958) uczynił zeń scenariusz filmowy. Za kamerą stanął Virgil W. Vogel, który rok wcześniej debiutował obrazem "The Mole People" (z Johnem Agarem w roli głównej). Dla ułatwienia i redukcji budżetu dostał do dyspozycji ujęcia nakręcone podczas wyprawy na Antarktydę, które w 1948 roku wytwórnia MGM wypuściła jako dokument "The Secret Land". Ujęcia te były w kolorze i według pierwotnego założenia "The Land Unknown" też miał być w kolorze. Zapewne ze względów finansowych stało się inaczej, ale widzowie nie powinni czuć się zawiedzeni, bo na otarcie łez dostali piękną panoramę CinemaScope.

   Ekspedycja naukowa wyrusza na Antarktydę. Z kilku statków wypełnionych setkami chłopa nas interesować będzie jedynie trzech: szef wyprawy - komandor Hal, pilot śmigłowca - porucznik Jack, doktor Carl oraz dokooptowana do załogi urocza dziennikarka Maggie. Ta czwórka, podczas lotu helikopterem ponad białymi połaciami strefy podbiegunowej, zostanie zmuszona do awaryjnego lądowania. Miejsce, w którym lądują w niczym jednak nie przypomina pokrytego lodem kontynentu. Tak moi Drodzy, to ląd zapomniany przez czas... jakoś tak od ery mezozoicznej. Nasi niestrudzeniu odkrywcy będą musieli przetrwać w warunkach, z którymi nie miał do czynienia żaden człowiek, uchronić się przed dinozaurami i znaleźć sposób, by wrócić do swojej ekspedycji...

  "The Land Unknown" to bardzo przyjemna mieszanka kina przygodowego i science-fiction. Pociesznie wypadają tutaj szczególnie dinozaury. Tyranozaurus Rex jest - wzorem japońskiej Godzilli - facetem przebranym w gumowy kostium (najwyraźniej nie było czasu ani pieniędzy by zatrudnić Raya Harryhausena i jego animowany poklatkowo zwierzyniec). Inne "dinozaury" to, doskonale znane z tanich produkcji, żywe warany sfilmowane w odpowiedniej perspektywie. Godny uwagi jest również miniaturowy helikopter. Doskonały klimat tworzą dekoracje. Całość współgra ze sobą w jakiś magiczny sposób dając widzom ponad 70 minut czystej retro uciechy ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz