piątek, 11 września 2015

Alien vs. Ninja (2010)

ALIEN vs. NINJA (2010)

reż. Senji Chiba


   Jeśli po pierwszej, totalnie bezkrwawej walce, przyszło Wam do głowy, by wyłączyć "Alien vs. Ninja", bo oto Japończycy zarazili się od Hollywood wirusem PG-13, to weźcie proszę na wstrzymanie. To co będzie się działo po pierwszych 20 minutach zrekompensuje Wam ten przydługi wstęp z nawiązką.

   Krew, flaki, delfinogłowi obcy, małe kijanki wychodzące z otworów w głowach przybyszy z kosmosu i wchodzące przez nos do głów ludzkich, płody kosmitów wyrywane z ludzkich ciał przez otwór gębowy... Zalety filmu Senji'ego Chiby można by wymieniać w nieskończoność. Oczywiście nie dla każdego takie atrakcje będą zaletami, ale umówmy się - kto kocha dziwne kino, pokocha "Alien vs. Ninja".

   Dawno, dawno temu, w japońskiej leśnej głuszy, rywalizują ze sobą dwa klany ninja. Ganiają się po ostępach, eliminując co słabsze jednostki. Wtem na Ziemię przybywają obcy i włączają się do gry.

   Mimo, iż japoński obcy przypomina nieco postać zaprojektowaną przez szwajcarskiego artystę (rzeźbiarza, malarza) H.R.Gigera na potrzeby filmu Ridleya Scotta, to jednak konstrukcja fabuły (a może przede wszystkim ten las) przywodzą nam na myśl "Predatora". Wyprodukowany za 600 tysięcy dolarów obraz zainaugurował powstanie studia Sushi Typhoon, które w następnych latach serwować będzie takie dania jak "Cold Fish" czy "Yakuza Weapon". I jak tu nie zakochać się w japońskiej kuchni?

   Głównym atutem "AvN" jest świadomość twórców poruszania się w danej filmowej konwencji. To niemała sztuka sprawić, by widzowie bawili się na seansie tak rozkosznie jak podczas serii "Martwe zło" czy wczesnych produkcji Petera Jacksona (z "Martwicą mózgu" na czele). A jest to zasługa zarówno sprawnej reżyserii, charakteryzacji, efektów specjalnych oraz aktorskich (czytaj gimnastycznych) wygibasów. I proszę mylnie nie interpretować moich słów, bo bynajmniej nie szydzę z tego filmu. "Obcy kontra Ninja" przynosi widzom relaksujące oczyszczenie (odmóżdżenie?) i stanowi idealny restart dla karmionego hollywoodzką papką, bądź polskim telewizyjnym ścierwem, umysłu.

1 komentarz:

  1. potwierdzam całkiem porządne kino klasy B C choć nie które pomysły były eufemistycznie mówią zaskakujące ;D

    OdpowiedzUsuń