sobota, 19 września 2015

Crossworlds (1996)

CROSSWORLDS (1996)

reż. Krishna Rao


   Gdy widzę marketingowy chwyt w postaci informacji "twórcy Eksplozji, Mortal Kombat i Batman Forever przedstawiają..." od razu mam ochotę wybadać jakież to ambitne funkcje wykonywali owi twórcy na planie podanych filmów. Rzadko zdarza się bowiem, że chodzi o reżysera, producenta czy scenarzystę. Tutaj zaszczytne miano twórców przypadło elektrykowi i operatorowi kamery.

   Dawno temu wojowniczy wrogowie zawładnęli moim światem. Zawiązał się ruch oporu zwalczający najeźdźców. I choć nie mogliśmy wygrać tej walki, przetrwaliśmy i stawiliśmy opór okupacji. Nasi wrogowie zwrócili się wtedy przeciwko innym światom i wymiarom, które chcieli podbić. Garstka mistyków z obu stron posiadła umiejętność przekraczania granicy dzielącej wymiary. Jednak drzwi oddzielające różne światy nadal pozostawały zamknięte dla wrogiej armii. Do tych drzwi istniał klucz... (tekst w tłumaczeniu z kasety wideo).

   Po tym krótkim wprowadzeniu akcja przenosi się do Albanii (rok 1976, więc doskonale znanego wszystkim Króla Albanii jeszcze na świecie nie było). Poszukiwacz przygód przemierzający mroczne katakumby wydobywa z zamkniętego grobowca tajemnicze berło. Wtem pojawia się kilku gości w garniturach... Ściemnienie. Mija 20 lat. Ameryka. Joe Talbot zostaje wyciągnięty przez dwóch kumpli na imprezę (jednym z nich jest młody Jack Black). Tutaj Joe zauważa piękną nieznajomą, która w chwili nieuwagi dosłownie znika mu sprzed oczu. Ale kontakt został nawiązany. Jeszcze tej nocy Joe spotka ją ponownie w swoim domu, do którego wkracza uzbrojony mężczyzna (w garniturze). Dziewczyna ratuje mu życie i przedstawia swojemu przyjacielowi A.T. (Rutger Hauer). Okazuje się, że Joe jest wybrańcem, a kryształ, który przed laty dostał od ojca, jest magiczny i w połączeniu ze wspomnianym wcześniej berłem tworzy klucz do innego wymiaru...

   Wybaczcie mi drodzy państwo jeśli to co teraz napiszę okaże się nadinterpretacją, ale według mnie "Na granicy światów" (pod takim tytułem film funkcjonował w Polsce na kasetach wideo) zainspirował braci (teraz rodzeństwo) Wachowskich do zrealizowania "Matrixa". Serio. To już widać we wstępie, który przytoczyłem: wojowniczy wrogowie zawładnęli światem, ruch oporu, garstka mistyków, przekraczanie granicy dzielącej wymiary. Dołóżmy do tego antagonistów w garniturach, dziewczynę, którą nasz wybraniec spotyka na przyjęciu, Rutgera Hauera w płaszczu, pojedynek na dachu wieżowca, który kończy się skokiem z niego i numer ze znikająca windą. Jest tego naprawdę sporo, a że film jednak trudno nazwać dobrym, to łatwo było zrobić z niego coś lepszego. W przypadku "Matrixa" (ale tylko części pierwszej) wyszło arcydzieło.

   Na koniec wróćmy jeszcze do twórców i obsady. Wspomniany we wstępie chwyt reklamowy pochodzi z okładki polskiego wydania wideo (dystrybucja Vision). Film jest reżyserskim debiutem Krishny Rao, operatora kamery, który i owszem obsługiwał sprzęt na planie "Predatora 2", "Rykoszetu", "Eksplozji" oraz "Gatunku", ale ciężko go nazwać twórcą wymienionych produkcji. W pisaniu scenariusza pomagał mu brat, Ramon Rao, czuwający nad elektryką na planie m.in. "Rykoszetu", "Star Trek VI" czy "Kosiarza umysłów 2". W roli producenta wykonawczego debiutował Stephen Hopkins, reżyser takich obrazów jak "Koszmar z ulicy Wiązów 5", "Predator 2", "Judgment Night" czy "Eksplozji". Dla Rutgera Hauera druga połowa lat 90. to nie był najszczęśliwszy okres w karierze. Aktor brał co popadło, ale dzięki temu nie dał o sobie zapomnieć, a że miał już na koncie kilka filmów wybitnych to i fani każdorazowo wybaczali mu występy w produkcjach oznaczonych końcowymi literami alfabetu. Jego filmowym przeciwnikiem został Stuart Wilson, który akurat wtedy przeżywał okres twórczego renesansu (m.in. "Zabójcza broń 3", "Wojownicze żółwie ninja 3", "Wiek niewinności", "Kolonia karna", "Śmierć i dziewczyna"). Josh Charles i Andrea Roth być może Hollywood nie zawojowali, ale radzą sobie całkiem nieźle pozostając aktywnymi zawodowo. Niewątpliwym smaczkiem "Crossworlds" jest trzecioplanowa rola Jacka Blacka, który w popisowym numerze zgniata puszkę po piwie na własnej głowie.

   Moja rada - jeśli Wasza wrażliwość jest wyczulona (a może raczej odporna?) na relikty wideo połowy lat 90. to poświęćcie temu dziełu 90 minut i sprawdźcie czy myliłem się nazywając go pierwowzorem "Matrixa" ;)


   Film prezentowany jest w ramach cyklu "HAUERSPLOITATION". Pozostałem filmy z cyklu znajdziecie na blogu Karmiony celuloidem. Zapraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz