sobota, 6 czerwca 2015

The Killer Shrews (1959)

THE KILLER SHREWS (1959)

reż. Ray Kellogg


   Lata 50. XX wieku w Ameryce to czas zimnej wojny, wyścigu zbrojeń, prób broni atomowej i... kin samochodowych. Niedaleką przyszłością były loty w kosmos i genetyczne modyfikacje. Nic dziwnego, że wyobraźnia twórców z Hollywood buzowała jak chemiczne substancje w laboratoryjnych kolbach szalonych naukowców, by sprostać zapotrzebowaniu głodnemu mocnych wrażeń widzowi. Zysk - choćby niewielki - był gwarantowany. Duże studia miały duże budżety, a małe - proporcjonalnie - mniejsze, ale każdy gracz był w grze. Wystarczył chwytliwy tytuł oraz plakat i już można było rozpocząć przemarsz (nawet jeśli była to tylko pojedyncza emisja) po tysiącu amerykańskich drive-in theaters. Oczywiście trzeba było jeszcze nakręcić sam film, a gdy pokaz został zakontraktowany, nie było na to zbyt wiele czasu, ale to wydawało się sprawą drugorzędną. Wystarczyło kilku aktorów, jedno wnętrze oraz potwór i już w tydzień mieliśmy gotowy FILM.

   Na małą wysepkę przybywa swoją motorową łodzią przystojny kapitan i jego gruby, czarnoskóry majtek. Misją jest zabranie z wyspy grupy naukowców bawiących się w Boga i ingerujących w geny i metabolizm małych ryjówek. Cel szczytny - wydłużyć życie ludzi, efekt opłakany - 200 wygłodniałych ryjówek wielkości psów biegających po wyspie i zjadających każde mięcho jakie nawinie im się na długie kły.

   Oprócz absurdalnego założenia całej fabuły, pikanterii dodają tutaj dialogi, zachowania oraz pomysły bohaterów, ale nade wszystko tytułowe ryjówki, które są niczym innym jak poprzebieranymi w futro psami. Na zbliżeniach mamy ręcznie animowane kukły (a może raczej jedną i tą samą kukłę), które konsekwentnie w niczym nie przypominają przerośniętych ryjówek. Oczywiście całość nakręcona jest śmiertelnie poważnie, co jeszcze bardziej potęguje niezamierzony, komiczny efekt.

   Film wyświetlany był jako double-feature z innym wiekopomnym dziełem tego reżysera, "The Giant Gila Monster". W 2012 roku niejaki Steve Latshaw  (m.in. "Jack-O") nakręcił sequel zatytułowany "Return Of The Killer Shrews".

   Obok "Planu 9 z kosmosu" oraz "Robot Monster", "Zabójcze ryjówki" są chyba najbardziej osławionym najgorszym filmem science fiction z lat 50. I tak, jak nie brakuje alkoholu na bezludnej wyspie (o czym będziecie Państwo mieli okazję przekonać się oglądając film), tak ja życzę, aby nie zabrakło go w Waszych domach. W końcu seans trwa blisko 70 minut!

1 komentarz: