niedziela, 14 czerwca 2015

Blood Feast (1963)

BLOOD FEAST (1963)

reż. Herschell Gordon Lewis

   Herschell Gordon Lewis, były nauczyciel, który postanowił zrobić karierę w branży filmowej, przyznaje, że "Blood Feast" nie jest filmem dobrym, ale za to pierwszym w swoim rodzaju. Ma rację. Nigdy wcześniej z taką dosadnością nikt nie odważył pokazać się scen makabrycznych zabójstw. To właśnie dlatego reżyser zyskał miano ojca chrzestnego GORE.

  Piękne kobiety są notorycznie mordowane przez psychopatycznego zabójcę. Policja uprasza więc te jeszcze żyjące o pozostanie w swych domach po zmierzchu. Jednak czy zaryglowane drzwi będą w stanie powstrzymać szaleńca? Do Fuada Ramzesa, specjalisty od egzotycznego catheringu, zgłasza się kobieta, która chce wyprawić swojej córce przyjęcie i potrzebuje czegoś specjalnego. Ramzes proponuje jej "Egipską ucztę". Pomysł od razu przypada matce do gustu, bowiem jej córka studiuje egiptologię. Kobieta nie ma niestety pojęcia, że dania na ucztę maja zostać przygotowane z części ciał młodych, pięknych kobiet...

   Manager kina Palace w Los Angeles po projekcji stwierdził, że jest filmem zdegustowany  i wstydzi się, że pracuje w miejscu, które go pokazało. Żona producenta określiła obraz jako zmuszający do wymiotów, co od razu nasunęło mężowi pomysł na chwyt marketingowy. Następnego dnia zamówił pół miliona samolotowych papierowych torebek na wymioty i kazał na nich wydrukować napis "Możesz tego potrzebować podczas oglądania Krwawej uczty". Torebki były dostarczane do kin, na tydzień przed seansem. Zadziałało. Trudno powiedzieć ile torebek zostało napełnionych przez widzów treścią ich żołądków, faktem natomiast pozostaje, że wpływy z kinowej dystrybucji przyniosły twórcom 4 miliony dolarów. Całkiem nieźle jak na produkcję nakręconą w 4 dni, której budżet wyniósł niespełna 25 tysięcy.

   H.G.L. bynajmniej nie spoczął na laurach. Wprost przeciwnie - poszedł za ciosem. Zaledwie osiem miesięcy później zaserwował widzom kolejny obraz epatujący przemocą i makabrą. "Two Thousand Maniacs!", uznawany za drugą odsłonę trylogii krwi, to jeden z ulubionych filmów samego autora. Ostatnia część to "Color Me Blood Red" z 1965 roku. Oczywiście wspomniane trzy tytuły nie wyczerpały źródełka osobliwych pomysłów reżysera. Do tematów GORE powracał jeszcze wielokrotnie, czy to całymi obrazami (m.in.: "The Wizard Of Gore", "The Gore Gore Girls"), czy pojedynczymi scenami w filmach przynależących już do innego gatunku (np. "She-Devils On Wheels"). Po 30 latach twórczej emerytury (?) Herschell powrócił w 2002 roku kontynuacją "Krwawej uczty" zatytułowaną "Blood Feast 2: All U Can Eat".

   Mimo całej masy niedoróbek w postaci naiwnych dialogów wypowiadanych przez wątpliwej klasy aktorów, tempa, montażu, etc., "Krwawej uczcie" nie można odmówić twórczej odwagi. Sceny gore są bardzo wymowne. Pięknie sprawdza się szkarłat krwi, który nawet pół wieku po premierze cieszy oko miłośników mocnych wrażeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz