piątek, 1 maja 2015

Black Mama White Mama (1973)

BLACK MAMA WHITE MAMA (1973) 

reż. Eddie Romero

   Dwie kobiety skute łańcuchem. Jedna czarna, druga biała, obie piękne. Załącza się fantazja? I o to właśnie twórcom chodziło ;)

   Grupa skazanych przybywa nowym transportem do więzienia dla kobiet położonego na jednej z filipińskich wysepek (choć film kręcony był na Filipinach, to chyba jednak twórcy udają, że akcja dzieje się w Meksyku, albo gdzieś nieopodal - wskazywać na to mogą hiszpańskie imiona oraz sombrera i tequila, które pojawiają się tu i ówdzie). Od razu poznajemy je z najlepszej strony - pod prysznicem gdzie gorliwie dbają o higienę, a że natura była dla nich łaskawa, to i popatrzeć jest na co. W tych podglądactwach towarzyszy nam jedna ze strażniczek. Nie ma się jednak czemu dziwić - z daleka od mężczyzn, trawione pożądaniem kobiety szukają pocieszenia między sobą. Do więziennych reguł nie zamierzają się bynajmniej stosować Lee (ikona blaxploitation - Pam Grier) i Karen (blondwłosa Margaret Markov), czyli prostytutka i terrorystka, które za bójkę na stołówce trafiają do izolatki (oczywiście topless). Wkrótce dziewczyny mają zostać przewiezione do miejskiego komisariatu i tam przesłuchane. Do przesłuchania jednak nie dojdzie, bo nasze tytułowe mamuśki uciekają z ostrzelanego przez rewolucjonistów konwoju. Jedna czarna, druga biała, obie skute ze sobą kajdanami...

   I w ten sposób rozpoczyna się żeńska wersja filmu "Ucieczka w kajdanach" (The Defiant Ones; 1958 z Tonym Curtisem i Sidneyem Piotierem w rolach głównych). Tam panowie przełamywali rasistowskie uprzedzenia, tym razem rewolucja już się dokonała. Czarni wywalczyli równouprawnienie. Akcenty polityczne odsunięto więc na bok, zastąpiono je elementami charakterystycznymi dla kina grindhouse, czyli tym co wówczas zapewniało nie tylko dobrą zabawę, ale także pełne kasy wpływów. Ciemiężone kobiety (to taka moja nazwa filmów z gatunku women in prison) sprzedawały się dobrze, Pam Grier była na topie, poza tym zredukowano koszty kręcąc na Filipinach - to nie mógł nie być hit! I jest, no może nie od razu HIT, ale przyzwoite kino akcji, troszkę na wyrost nazywane blaxploitation (ale wiadomo - to też dobrze się sprzedawało, nie bez kozery taki, a nie inny tytuł). Twórcy zaserwowali kawał rzetelnej roboty: dobre zdjęcia, dynamiczny montaż, doskonała ścieżka dźwiękowa (Harry Betts), w drugoplanowej roli Sid Haig (m.in. "Coffy", "Dom 1000 trupów", "Bękarty diabła").

   W 1996 Kevin Hooks po raz kolejny zakuł w kajdany parę aktorów. Tym razem powrócił schemat pierwowzoru - dwóch panów - Laurence Fishburne połączył się na dobre i złe ze Stephenem Baldwinem.

1 komentarz:

  1. to się nazywa recka na czasie właśnie nadają ten film na tvp kultura ;-p od 2325 :)

    OdpowiedzUsuń