ROOM 237 (2012)
reż. Rodney Ascher
Indianie. Holokaust. Apollo 11. Minotaur.
O tym, że Stanley Kubrick był reżyserem wybitnym nie trzeba nikogo przekonywać. Zachowywał pełną autonomię swoich dzieł (z wyjątkiem "Spartakusa", którego skończył niejako po koleżeńsku z uwagi na Kirka Douglasa) przemycając do nich różne smaczki. Ile z nich znalazło się w pierwszej ekranizacji powieści Stephena Kinga tak naprawdę nie wiadomo. Może tam są, a może wcale ich nie ma. Nie ma to większego znaczenia, bo film sam w sobie jest bezdyskusyjnym arcydziełem. Znalazło się jednak kilku maniaków, którzy postanowili "Lśnienie" rozszyfrować. Właśnie o nich i o teoriach przez nich wysnutych opowiada film Rodneya Aschera.
Film podzielony jest na dziewięć części, ale cztery wątki zdecydowanie wybijają się przed pozostałe.
1. Kolonializm. Tagline z plakatu "Lśnienia" - "Fala terroru, która ogarnęła Amerykę" ("The tide of terror that swept America"), puszki z proszkiem do pieczenia z wizerunkiem Indianina, obrazki w hotelowym holu oraz fakt, że został on zbudowany na miejscu niegdysiejszego cmentarza Indian (w książce nie ma o tym wzmianki) to znaki, że film Kubricka jest rozrachunkiem z okropnymi zbrodniami, których biali dopuścili się na rdzennych mieszkańcach Ameryki.
2. Holokaust. Niemiecka maszyna do pisania, numerek "42" na bluzie małego Danny'ego oraz znikająca naklejka jednego z siedmiu krasnoludków na drzwiach jego pokoju, a także stos walizek, przy których stoi kilka osób i sporadycznie pojawiające się orły (figurka na parapecie, pidżama Jacka Nicholsona) to dowody na to, że film Kubricka jest tak naprawdę o Holokauście.
3. Minotaur. Labirynt z żywopłotu, okno, którego nie powinno być, niepasujące do siebie kondygnacje hotelu oraz plakat narciarza, w którym autorka tej teorii dopatrzyła się Minotaura mają dowodzić, że "Lśnienie" to opowieść o mitologicznej postaci człowieka z głową byka, uwięzionym w labiryncie.
4. Apollo 11. Wiele osób jest przekonanych, że pierwsze lądowanie na Księżycu, transmitowane przez telewizję, było spreparowane. Część z tych osób uważa, że wyreżyserował je Stanley Kubrick (skoro jego "2001 Odyseja kosmiczna" wypadła tak przekonująco to lepszego kandydata nie było), a dowodów na tą teorię dopatruje się właśnie w "Lśnieniu". Rakieta na sweterku Danny'ego, odległość Księżyca od Ziemi (237 tysięcy mil), puszki z witaminowym napojem w proszku, który astronauci pili podczas programu kosmicznego już w 1966 roku, wzór na dywanie w holu przypominający podłoże, z którego startował Apollo 11 i oczywiście ten magiczny tytułowy pokój, do którego nie wolno wchodzić.
Od zachwytów do wybuchów śmiechu na widowni, a wręcz opuszczania jej przez pojedynczych widzów. W takiej atmosferze przebiegał seans w kinie Wytwórnia podczas piątej edycji Festiwalu Krytyków Sztuki Filmowej Kamera Akcja. "Pokój 237" nie jest filmem dla każdego. Jest przede wszystkim dla tych, którzy bardzo chcą w niego wierzyć. Dla innych irytująca może być nie tylko argumentacja dziwnych hipotez, ale także przedstawienie całości w dość luźnej, nietypowej dla dokumentu konwencji. Mamy tutaj przebitki z innych filmów (m.in. z "Demonów" Lamberto Bavy), w których bohaterowie na ekranie oglądają niestworzone rzeczy. Wypowiadający się eksperci czasem sami gubią się w tym, co chcieli powiedzieć lub np. idą w trakcie wywiadu uspokoić dziecko.
Czy zatem "Pokój 237" jest filmem śmiertelnie poważnym czy może jednak Rodney Ascher (twórca o sporym poczuciu humoru, czego dowodem mogą być jego inne prace) sam troszkę nabija się z absurdalnych teorii narosłych wokół "Lśnienia"? Największy ubaw miałby z pewnością sam Stanley Kubrick ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz