poniedziałek, 15 września 2014

El Baron Del Terror (1961)

EL BARON DEL TERROR (1961)

reż. Chano Urueta


   To prawda, że dziwne filmy często są złe. Prawdą jest również to, że filmy złe często są dziwne. Niektóre z nich są takim połączeniem niedorzeczności z warsztatową niekompetencją, że grono ludzi uważa je za kultowe. I jest "El Baron Del Terror", znany anglojęzycznej widowni jako "The Brainiac". Istne dzieło sztuki wśród pereł dziwnego kina. To taka "Mona Lisa" albo "Stairway To Heaven" w swojej kategorii. Panie i panowie, jeśli jakimś cudem nie natrafiliście jeszcze na tę produkcję, to wiedzcie, że może ona poważnie namieszać w rankingu Waszych ukochanych filmów.

   Rok 1661. Baron Vitelius D'Estera zostaje oskarżony o konszachty z diabłem, czarnoksięstwo oraz uwodzenie mężatek i młodych dziewic. Wyrok za takie bezeceństwa może być tylko jeden: śmierć na stosie! Przeklinając inkwizytorów, baron poprzysięga srogą pomstę, której zamierza dokonać na potomkach swoich oprawców dokładnie za 300 lat. Póki co jego dusza wnika w przelatującą koło Ziemi kometę. Rok 1961. Kometa ląduje w Meksyku. Pojawiają się trupy. Policja wszczyna śledztwo. Kto wydrąża mózgi lokalnych balangowiczów i rozwiązłych panienek? I co ważniejsze - jak powstrzymać tę bestię?

   W 1957 roku 40 letni Abel Salazar wyprodukował i zagrał główną rolę w filmie, który rozpoczął tzw. boom meksykańskiego horroru. Mowa oczywiście o "El Vampiro", kontynuowanym zaledwie rok później obrazem "El ataúd del Vampiro". Następnie były "Misterios De Ultratumba" (1959), "El Hombre Y El Monstruo" (1959) oraz cała masa innych, do których już Salazar może bezpośrednio ręki nie przykładał. Swój boski palec przyłożył jednak do "El Baron Del Terror", sprowadzonego wraz z kilkoma innymi meksykańskimi dziełami do Ameryki w 1969 roku przez K.Gordona Murraya (to on nadał mu chwytliwy tytuł "The Brainiac" oraz angielską ścieżkę dźwiękową, bo Amerykanie - jak wiadomo - napisów czytać nie lubią).

   Czegóż tutaj nie ma? Jest zasłonka w lesie za plecami wielkiego inkwizytora (w tej roli - balansujący na skraju wybuchu śmiechu - Rene Cardona), lądujący w niby-lesie meteoryt, wysysywanie długim językiem mózgów, które później składowane są w wielkim kielichu w całości i jedzone przez tytułowego bohatera łyżeczką niczym pudding. Jest wreszcie sam potwór wyglądający jak skrzyżowanie wilkołaka z Pinokiem: długi nos, szpiczaste uszy, gumowe dłonie składające się z dwóch owłosionych ryjków mrówkojada, a do tego elegancki garnitur, który owo osobliwe wrażenie jeszcze potęguje.

   O Baronie Grozy wyśpiewywał sam Frank Zappa w utworze "Debra Kadabra":
"Turn it to Channel 13
And make me watch the rubber tongue
When it comes out
Of the puffed & flabulent Mexican rubber-goods mask
Next time they show the Brnokka
Make me buy The Flosser
Make me grow braniac fingers
(But with more hair)".

   Chano Urueta był twórcą niezwykle płodnym (na przełomie lat 1943-1968 nakręcił 95 filmów). Ilość niekoniecznie szła w parze z jakością i choć często jego obrazy były na ówczesną modłę stosunkowo widowiskowe, dało się jednak odczuć dość pospieszną ich realizację. Szybko, dużo i tanio - doskonały przepis na kino mexploitation. Gorąco polecam "El Espejo De La Bruja" (1962) oraz przygody Blue Demona: "Blue Demon vs. el poder satánico" (1966), "Blue Demon contra cerebros infernales" (1968) i "Blue Demon contra las diabólicas" (1968). Niestety żaden z wyżej wymienionych nie osiągnął tego pułapu co "El Baron Del Terror". Nigdy wcześniej w kinie meksykańskim i już nigdy później nie nakręcono obrazu na takim poziomie ;).

2 komentarze:

  1. no i niezłe laski były jak widać na planie zatrudnione ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście! Niezłe laski to podstawa każdego dobrego filmu, a przyznać muszę, że w meksykańskich filmach zawsze są niezłe laski! :)

      Usuń