piątek, 20 grudnia 2013

Silent Night, Deadly Night 2 (1987)

SILENT NIGHT, DEADLY NIGHT 2 (1987)

reż. Lee Harry


   Sposób na sequel dla leniwych: pierwsze 40 minut półtoragodzinnego filmu wypełnić najlepszymi scenami z części pierwszej i podać to w formie retrospekcji. Jeśli wydaje się Wam to szczytem bezczelności to przed seansem „Cicha noc, śmierci noc 2″ musicie uzbroić się w anielską cierpliwość i wyrozumiałość.

   O ile pierwowzór był slasherem osadzonym wokół konkretnej daty, do której nawiązywał już sam tytuł – parafraza słów pochodzących z najpopularniejszej bodaj kolędy, o tyle druga część nie ma ze Świętami Bożego Narodzenia wiele wspólnego. 10 minut przed końcem dowiadujemy się, że właśnie jest Wigilia, a nasz bohater po wykończeniu Świętego Mikołaja zakłada jego kostium. Równie dobrze mógłby być Zającem Wielkanocnym lub Ronaldem McDonaldem.

    Przebywający w szpitalu dla umysłowo chorych Ricky Caldwell, podczas sesji z psychiatrą, opowiada jak to stał się mordercą. Zaczyna od rzeczy, których nie mógł pamiętać, bo miał wtedy niespełna roczek, by poprzez wydarzenia, w których uczestniczył nie on tylko jego starszy brat, skończyć w 40 minucie filmu streszczenie części pierwszej i przejść do scen nakręconych już na potrzeby filmu Lee Harry’ego. Kolejne anegdotki nie mają z Gwiazdką nic wspólnego, no może poza tym, że tu i ówdzie przewija się czerwony kolor (jak strój Mikołaja), ale to teoria cokolwiek naciągana.

   Zaprzepaszczona została szansa zrobienia godnej kontynuacji. Streszczenie części pierwszej można było zamknąć w 5 minutach, a za najważniejszą traumę Ricky’ego uznać to, że widział śmierć swojego brata będącego wówczas w kostiumie Świętego Mikołaja. Resztę jego grzeszków również skojarzyć z grudniowymi świętami, aż do finału, który ostatecznie mógłby zostać taki jaki jest.

   Niewątpliwie winę za tę porażkę ponosi debiutujący jako scenarzysta i reżyser Lee Harry, który do tej pory parał się jedynie montowaniem cudzych produkcji, głównie z okolic science fiction. Chłodne przyjęcie „SNDN 2″ nie odstraszyło go jednak od reżyserii. Udało się to dopiero za drugim razem. Po nakręceniu w 1991 roku obrazu „Street Soldiers” skupił się na montowaniu zwiastunów filmowych.

   Ale „SNDN 2″ to nie tylko zły scenariusz. Mamy tutaj także kwintesencję tego czym jest really bad acting. Grający główną rolę, dwudziestodwuletni wówczas Eric Freeman, nie miał za sobą wcześniej żadnych doświadczeń filmowych. Dociekliwi dopatrują się jego osoby w opartym na opowiadaniu Stephena Kinga filmie „Dzieci kukurydzy”, gdzie rzekomo wcielił się w postać o imieniu Israel. Swoją dość skromną karierę filmową zakończył w 1992 roku epizodyczną rolą w telewizyjnej serii „In Living Color”, w odcinku „Geje w armii”. Od tamtej pory wszelki słuch po nim zaginął. Wielka szkoda, że  nie udało się go odnaleźć, by nagrał komentarz do przygotowywanej w 2004 roku edycji DVD z filmem „Cicha noc, śmierci noc 2″.

   „Silent Night, Deadly Night 2″ jest wyjątkowo perfidnym filmowym oszustwem, które jednak może się podobać. Tyle tylko, że w tym przypadku trzeba zagrać w otwarte karty. Oto złe kino, którego połowę (pod warunkiem, że widzieliśmy część pierwszą) możemy przegadać z kumplem przy piwku, podziwiając to podnoszące się, to znów opadające brwi Erica Freemana (tudzież jego wytrzeszcz oczu). Drugą połowę, już we właściwym nastroju, obejrzeć z nastawieniem na głupi slasher nie mający nic wspólnego ze Świętami Bożego Narodzenia. Wtedy i tylko wtedy – dobra zabawa gwarantowana ;-).

3 komentarze:

  1. really bad acting :) dobre :)

    nie widziałem drugiej części. Nie zamierzam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zobacz chociaż kwintesencję ;)
      http://www.youtube.com/watch?v=0ZF0FG55TKg

      Usuń
    2. co za wisienka na torcie. Genialne :). Garbage Day! i charakterystyczna gra brwiami robi wrażenie. Tutaj od razu widać kto jest wściekły, kto zdziwiony, kto się boi. Blondynka ze swoim : o o - fantastyczna :)

      Usuń