poniedziałek, 28 grudnia 2015

Marek Grabie - wywiad


  Marek Grabie to człowiek orkiestra. Niezwykle zapracowana orkiestra, muszę dodać. Udało mi się namówić go na wywiad, ale na odpowiedzi na pytania musiałem troszkę poczekać. I gdy myślałem, że już nigdy się ich nie doczekam, Marek zrobił mi świąteczny prezent, a co za tym idzie zrobił go także czytelnikom tego bloga. Zapraszam do lektury ;)


- Marku, przede wszystkim chciałem Ci serdecznie podziękować, że uświetniłeś swoją osobą czwartą edycję Festiwalu Filmowego "Kocham Dziwne Kino". Jakie masz wrażenia z tego eventu?

Idea festiwalu od początku budziła we mnie ciepłe uczucia. „Dziwne kino” kojarzyło mi się częściowo z ofertą filmów klasy ‘B’, które darzę dużym uczuciem. Nie ukrywam jednak, że w ramach festiwalu liczyłem na coś więcej i… nie zawiodłem się!
Od przeglądu minęło już trochę czasu i moja odziedziczona po dziadku świetna pamięć - dotknięta jednak, zgodnie z prawem pełnego dziedziczenia, także starczą sklerozą - nie do końca podsuwa mi prawdziwe tytułu filmów biorących w nim udział (mam za to całą masę tytułów fałszywych, ot choćby: 'Dziąsło osła’, ‘Kuroń to cwany pyrkosz’ i słynna ‘Kalarepa’), mogę jednak z całą pewnością stwierdzić, że pojawiły się dzieła wybitne, jak choćby wyznaczanie liczby ‘PI’ przez naukowców, czy mój absolutny faworyt, którego tytuł jednak pamiętam (strasznie długie zdanie i jeszcze je w dodatku wydłużam tym fatalnym nawiasem) pt. „WAŁENSA POCZĄTEK”!
Festiwal był totalnie wspaniały, tak jak należy - zorganizowany na świeżym powietrzu, bez reklam, z możliwością kichania w czasie seansu (w kinach coraz z tym gorzej, o czym wie każdy, kto miał do czynienia z kinowymi służbami mundurowymi czy antywirusową, kinową kawalerią konną).
Ludzie przemili, organizator cudowny, after-party w jego domu cud-miód!

- Biorąc pod uwagę Twój abstrakcyjny - że się tak wyrażę - sposób gry (choćby w improwizowanym serialu "Spadkobiercy"), wnioskuję, że Ty też kochasz dziwne kino. Czy mógłbyś polecić czytelnikom tego bloga tytuły filmów, które wywarły na Tobie ekstatyczne bądź dojmujące wrażenie?

Tytuły… cholerka… Na swoje usprawiedliwienie mam to, że jadę właśnie pociągiem i nie ma tu Internetu.
Bardzo dziwny był „Iron Man” (pełny tytuł to "Tetsuo: The Iron Man") – jeśli nic nie przekręciłem – dzieło japońskie i skośnookie o miłości do metalowych części osadzonych w organicznej tkance. Myślę, że wspaniale dziwne było: „Podwodne życie Stevena Zissou” a także: „Maska”, „Rushmore”, „Jańcio wodnik”, „Zęby” oraz „Pan Kleks”. W reprezentowaniu dojmującej strony ‘dziwności’ prym wiedzie chyba „The Room” i „Atlas nieba” (zestawienie może nieco bezczelne ale celowe).

- Czy po "Dzisiaj. Filmie z angielskimi napisami" także możemy oczekiwać dziwnego kina?

Jak najbardziej, jest to wszak komedia surrealistyczna! Oscyluje między realnością zwykłą a tą drugą, ukrywającą się pod powierzchnią rzeczy – nie udawajcie, że nie wiecie o co chodzi - myślicie, że kto wam kradnie, co jakiś czas, jedną skarpetkę z dwuskarpetowego kompletu! Nadrealność! To przez nią musimy chodzić tak często po bazarach i H&Mach! Także skład aktorski bardzo sprzyja ‘dziwności’ tej produkcji: Wojciech Solarz, Grzegorz Halama, Tymon Tymański, Joanna Kołaczkowska, Gabriela Całun, Michał Sufin, Mariusz Kałamaga a także ja – czyli generalnie świry na maksa!
Całkiem poważny szkielet filmu oparty jest o ludzką potrzebę bliskości i dopełniającą ją, fascynację czymś ‘obcym’ i nieznanym. Dziwności sprzyja także improwizacja, której jest w tej komedii bardzo dużo i która wiedzie w najbardziej dziwne rejony - oczywiście w zgodzie ze scenicznym tu-i-teraz – czego strażnikiem byłem oczywiście ja, jako reżyser.

- Co popycha aktora do bycia reżyserem?

Hmmm. Popycha mnie z wielu stron - aktorstwo to tylko jeden z czynników. Zawsze było mi blisko do fabuły – czy to w postaci beletrystyki, czy też opowiadań i skeczy. Wkręcając się w kino bardzo szybko odkryłem, że możliwości języka filmu są ogromne, że dają możliwość absolutnego wchłonięcia i płynięcia wraz z rodzącą się wizją w nieznane rejony wyobraźni. Głębszego ‘Ja’ - absolutnie intuicyjnego i mówiącego językiem uniwersalnym. Gra na scenie – szczególnie dotyczy to chyba improwizacji – także daje tę moc – rozbudza umysł i popycha ku szukaniu tej energii w innych rejonach ludzkiej działalności. Tu pojawia się przestrzeń filmu, gdzie sen twórcy zamienia się w sen zbiorowy i gdzie sen zbiorowy wnika w sen twórcy.
- Kim teraz czujesz się najbardziej: standuperem, aktorem, pisarzem, reżyserem?

Teraz pisarzem, bo odpowiadam na Twoje pytania w formacie ‘doc’.
A tak na serio, to nie umiem się chyba kategorycznie określić.

- Skorzystałeś z opcji pozyskania pieniędzy na swój film metodą crowdfundingu. Czy pozyskana suma pchnie Twój reżyserski debiut do przodu? Z tego co wiem realizacja "Dzisiaj" ciągnie się nie od wczoraj ;)

To prawda. Zaczęliśmy faktycznie przedwczoraj, ale dzięki temu mieliśmy jeden dzień więcej. Zdjęcia zostały szczęśliwie nakręcone! Materiał został mi odebrany i powędrował na łono montażysty (chyba, że będzie jednak montował przy pomocy komputera). W międzyczasie tworzona jest animacja. Środki, które zgromadziliśmy pomogły bardzo – mieliśmy fundusze na kamery, światło i inny sprzęt. Wcześniej pojawiały się pomysły, żeby kręcić bez kamer, ale po serii eksperymentów okazywało się, że nie ma potem materiału wideo, a jest on bardzo potrzebny w następnym kroku - czyli montażu.
Generalnie nie jest łatwo, ale pojawili się ludzie dzięki którym uda nam się to zrobić!

- Czy według Ciebie artyści są wypadkową swoich idoli i własnych ograniczeń? Jeśli tak, to kto inspiruje Marka Grabie? A jeśli wręcz przeciwnie - to czy Marek Grabie inspiruje innych?

Myślę, że artyści przez duże ‘Ś’ nie są wypadkową swoich idoli. Byłaby to zakamuflowana droga powielania czegoś i plagiatu - a to z definicji jest czymś odległym od twórczości. Prawdą jest, że wszystko wpływa na wszystko, ale w przypadku twórcy powinno to stanowić jedynie rodzaj pożywienia – jedzenia, które trzeba strawić aż do samych atomów, a najlepiej dalej, aż do najmniejszych cząstek świadomości – do samych kwantów bycia. Tylko wtedy artysta tworząc, nie będzie wymiotował gotowymi, wcześniej ukształtowanymi przez innych puzzle formy. Na tej zasadzie inspiruje mnie wielu twórców: Woody Allen, Bracia Marx, grupa Monty Python, Boris Vian, Kurt Vonnegut. Inna sprawa, że takim artystą się nie jest, ale bywa, bo właśnie bywanie w odwrotności do czegoś raz zdefiniowanego i ustalonego jest twórcze. Czy ja inspiruję innych? Hmm… Myślę, że może czasem się to zdarza…

- Czy masz jakiś wiernych fanów bądź fanki rzucające majtki i staniki, a może nawet pasy cnoty na scenę podczas Twoich występów?

Niestety nie. Winie za to głównie wzrost cen bielizny. :-(
- Podobno nie jest źle umrzeć robiąc to co się kocha. Czy chciałbyś umrzeć na scenie?

Zależy to od tego, co to by była za śmierć! Pewne jej typy wolałbym żeby nie miały miejsca w ogóle, z kolei inne wolałabym przeżyć w gronie przyjaciół. Fajną śmierć polecał mi ostatnio mój znajomy na wallu, ale albo jeszcze do niej nie dojrzałem, albo odstraszyło mnie to, że on sam jeszcze z niej nie skorzystał. Ale… gdyby to była na przykład śmierć z poczucia międzyludzkiej wspólnoty – wiesz, czegoś Wielkiego, czegoś, co może mieć miejsce na przykład w teatrze, w chwili scenicznej prawdy, to kto wie - może bym się skusił!

- Czy dasz się namówić na ponowne picie szampana piccolo i puszczanie baniek mydlanych w Pabianicach? Być może na premierze "Dzisiaj. Filmu z angielskimi napisami"...

A jakże! Nawet Piccolo Coro Dell Antoniano! Wyśmienite do białego mięsa i angielskich napisów!




Marek Grabie - polski satyryk i aktor kabaretowy, autor tekstów satyrycznych. Założyciel, lider i autor tekstów Kabaretu Grabiego Marka oraz Kompanii Grabi. (źródło Wikipedia)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz