QUIET COOL (1986)
reż. Clay Borris
Nie często zdarza się, aby tytuł tak dosłownie oddawał wrażenia jakie
niesie ze sobą seans. Tak moi drodzy, "Quiet Cool" jest całkiem spoko,
ni mniej ni więcej. Spełnia swoją rolę 80-minutowej eightiesowej
rozrywki. Filmowe Quite Cool to wyjątkowe miejsce, nie tyle na mapie co
wewnątrz każdego z nas, które musimy odnaleźć, by zaznać choćby
chwilowego ukojenia.
Joe Dylan to bezkompromisowy gliniarz z Nowego Jorku. Nic nie powstrzyma go przed złapaniem drania, który zalazł mu za skórę. Jak nietrudno się domyślić, aby akcja w ekscytujący sposób parła do przodu, koleś taki jak Dylan musi trafić na godnego siebie przeciwnika, albo przeciwników. Znajduje ich w grupie plantatorów marihuany. Dawna przyjaciółka Dylana, zaniepokojona nagłym zniknięciem brata, prosi go o pomoc. Górzyste tereny, leśne ostępy to nie jest środowisko, w którym zwykł pracować nasz bohater. Bandziory jednak w każdej długości i szerokości geograficznej są tacy sami, a on jest ramieniem prawa.
Pragnę uspokoić miłośników zielonego wspomagacza w poszukiwaniu miejsca zwanego Quiet Cool, sama marihuana nie jest tutaj wrogiem czy problemem. Nikt nie cierpi z powodu uzależnienia od niej. Równie dobrze chłopaki mogliby w leśnej chatce pędzić bimber. Scenariusz nie przewiduje także zbytniego zagłębiania się w psychologię naszych postaci. Klisze, klisze i jeszcze raz klisze. Nie oznacza to jednak, że film nie oferuje należytej rozrywki. Strzelają do siebie aż miło, ganiają się po lesie na motorach, a wszystkiemu towarzyszy jazzująco-elektroniczny soundtrack.
W postać Dylana wcielił się znany z roli ojca serialowego Dextera,
James Remar (starsi widzowie powinni pamiętać go także z filmu "The
Warriors"). Jednym z jego przeciwników jest Nick Cassavetes, syn aktora i reżysera Johna Cassavetesa i aktorki Geny Rowlands. Za kamerą stanął Clay Borris, który niestety wybitnymi osiągnięciami w swej karierze filmowca pochwalić się nie może. W 1992 roku nakręcił czwartą część "Balu maturalnego" i to chyba tyle jeśli chodzi o mówiące komukolwiek cokolwiek tytuły. Lepiej poszło mu z serialami. "Żar tropików", "Nieśmiertelny", "Czynnik PSI".
"Quiet Cool" niczym niewinny buszek, krzywdy nam nie wyrządzi, z pewnością się od niego nie uzależnimy, a na nieco ponad godzinę zrobi nam dobrze ;) Zapraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz