poniedziałek, 19 października 2015

The Dark Power (1985)

THE DARK POWER (1985)

reż. Phil Smoot

   Dotąd niekwestionowaną walką stulecia była dla mnie ta z "Azteckiej mumii kontra robot". Pojedynek na baty teksaskiego rangera z indiańskim zombie z filmu Phila Smoota poważnie nadszarpnął status tamtej.

   Śledząc przebieg zawodowej kariery ludzi z branży filmowej można zauważyć pewną prawidłowość. Panowie, którzy rozpoczęli swą przygodę z X muzą asystując na planie przy różnego rodzaju sprzęcie, okazjonalnie pojawiając się przed kamerą, prędzej lub później decydują się na swój reżyserski debiut. Często na tym debiucie ich ambicje się kończą, a twórcy z pokorą wracają do wcześniej pełnionych zajęć. Phil Smoot poniekąd pasuje do tego opisu. W 1985 roku popełnił on dwa filmy, "The Dark Power" oraz "Alien Outlaw". O jakości tych dzieł może świadczyć fakt, że pan już nigdy nie zdecydował się pełnić funkcji reżysera, ale w pewnym sensie awansował po tej przygodzie do rangi production manager i line producer.

   Alfred Wilson LaRue, który podobno za młodu bardzo przypominał Humphreya Bogarta, na długie lata zadomowił się w odtwarzaniu dobrych i złych kowbojów w niskobudżetowych westernach kręconych na przełomie lat 40. i 50. Dzięki opanowaniu do perfekcji sztuki posługiwania się batem, zamienił swoje imiona na pseudonim Lash (bat). Tak było do roku 1960, bo na kolejne 25 lat Lash LaRue praktycznie zniknął z ekranu. W tym czasie zagrał jedynie w trzech filmach pełnometrażowych i jednym krótkim. Z odmętów zapomnienia wyciągnął go dopiero Phil Smoot, który powierzył batożącemu LaRue role w obu wyreżyserowanych przez siebie filmach. Dzięki tej osobliwej współpracy powstała jedna z najdziwniejszych scen jakie miałem przyjemność oglądać. Podstarzały teksański ranger walczy na baty z powstałym z martwych meksykańskim Indianinem. Słowa nie oddadzą istoty rzeczy, więc jeśli tylko nadarzy się Państwu sposobność zapoznania się z ową sceną (a bardziej wyrozumiałym polecam również cały film) to zapewniam, że warto to uczynić.

   Przed pojawieniem się Azteków i Majów byli Toltekowie. Podobno mieli oni w zwyczaju grzebać się żywcem, by powracać do życia i mścić się na żywych w rocznicę swojej śmierci. Jakkolwiek idiotycznie nie brzmi to zdanie przetłumaczyłem je - zachowując jego bezsens - z okładki dvd. Na miejscu dawnego cmentarza Tolteków stoi teraz duży dom, który zostaje wynajęty grupie studentów. Jak nietrudno się domyślić zachowanie młodzieży naruszy niechybnie wieczny spokój pogrzebanych i żądnych krwi Indian...

   W zasadzie mógłbym teraz ponarzekać na słabe zdjęcia, słaby montaż, słabe aktorstwo, słaby scenariusz i każdy poszczególny aspekt tego filmu, tylko po co? Phil Smoot nakręcił go zapewne z artystycznych pobudek ku uciesze dzieciaków hurtowo wypożyczających tego typu produkcje z wypożyczalni kaset wideo. Godny odnotowania natomiast pozostaje fakt, że reżyser miał świadomość, że opowiadana przez niego historia nie jest do końca straszna. Toltekowie z jego filmu być może potrafią wystraszyć swymi facjatami, ale już sposób w jaki się zachowują i jak są ubrani raczej śmieszy. Żeby jednak nie śmieszyli sami Toltekowie, reżyser dołożył jeszcze kilka humorystycznych akcentów. Czy sprawiło to, że "The Dark Power" ogląda się lepiej? Bynajmniej ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz