czwartek, 5 stycznia 2017

Ghostriders (1987)

GHOSTRIDERS (1987)

reż. Alan L. Stewart


   Gdy trafiłem na ten plakat szukając niedocenionych filmów z 1987 roku (niebawem więcej o tym na blogu Po napisach) byłem autentycznie podekscytowany. Nie dość, że nigdy o "Ghostriders" (albo "Ghost Riders") nie słyszałem, to jeszcze okazało się, że jakiś dobroczyńca umieścił go kilka dni wcześniej na youtube. Postaci z Dzikiego Zachodu pojawiają się w naszych czasach, by dokonać srogiej rzezi - fak je! 
 
   Rok 1986. Za zbrodnie przeciwko człowiekowi i Bogu mieszkańcy Santa Rio w Teksasie, podżegani przez lokalnego kaznodzieję, zamierzają dokonać samosądu na Franku Clementsie. Dochodzi jednak do strzelaniny (niezbyt czytelnej, ale za to w rytm muzyki, do której nawiązuje dzisiejszy new retro wave). Ginie szeryf, kilku kowbojów, a Clements i tak kończy swój żywot dyndając na szubienicy. Mija 100 lat. Profesor Sutton przygotowuje książkę o historii Teksasu i właśnie kompletuje materiały dotyczące Franka Clementsa, aż tu nagle... Tymczasem syn Suttona wraz z dwójką kumpli i nowo poznaną studentką historii wyruszają na spotkanie z profesorem, aż tu nagle...

   Oto cała magia ery wideo. Obiecująca okładka (plakat) i rozczarowujący zawartość (film). Ten klasyczny przykład taniej obskury jest dziełem debiutującego w roli reżysera, producenta, operatora i montażysty, Alana Stewarta, który za kamerą zdecydował się stanąć jeszcze tylko jeden raz (w 1989 roku nakręcił "Ghetto Blaster"). Historia jest mizerna i naciągana, opowiedziana tak łopatologicznie jak pokazują dwa pierwsze kadry poniżej. Aktorzy to debiutanci (za wyjątkiem Billa Shawa; to jego drugi film w karierze). Ścieżka dźwiękowa jest tyleż fajna co niepasująca do ilustrowanej przez nią akcji. Nieźle wypadają za to zdjęcia i montaż. Jednak przecież nie o artystyczne zabiegi w tego typu produkcjach chodziło, tylko o to, żeby nakręcić film, dać widzom porcję rozrywki i przy okazji zarobić na tym co nieco ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz