wtorek, 29 marca 2016

Ash vs. Evil Dead (2015)

 ASH VS. EVIL DEAD (2015)

reż. Sam Raimi (epizod 1)

Michael J. Bassett (epizod 2 i 3)

David Frazee (epizod 4 i 5)

Michael Hurst (epizod 6 i 7)

Tony Tilse (epizod 8 i 9)

Rick Jacobson (epizod 10)


   Nie zwykłem na łamach tego bloga opisywać seriali telewizyjnych z banalnej przyczyny - prawie wcale ich nie oglądam, a jeśli już, to nie są one na tyle dziwne, by miały trafić tutaj. Od tej reguły zdarzył się jednak wyjątek, bo oto obejrzałem pierwszy sezon "Ash vs. Evil Dead".

   Jakże wielką radość sprawili mi Bruce Campbell, Sam Raimi i inni stojący za serialem dysydenci. Wskrzesili oni bowiem kultową serię zapoczątkowaną w 1978 roku krótkometrażowym "Within The Woods", który następnie przerodził się w "Martwe zło", pełnometrażowy niskobudżetowy horror z 1981 roku, który dosłownie wgniatał w fotel. Druga część (1987) była w zasadzie remake'iem pierwszej, nieco wzbogaconym i z większym ładunkiem komediowym. Odsłona trzecia ("Armia ciemności" 1992) do horroru i komedii dorzuciła jeszcze fantasy, bo nasz dzielny bohater odbył podróż w czasie do XIV wieku. Niestety po tym epizodzie Ash zniknął na długie lata, pojawiając się jedynie w kilku grach komputerowych, komiksach, a nawet w musicalu (z powodzeniem wystawianym od 2003 roku do dziś).

   Dziesięcioodcinkowy serial, o łącznym czasie trwania ok. 300 minut, kontynuuje wątki doskonale znanej każdemu miłośnikowi horroru trylogii. Ash Williams powraca po 23 latach z kilkunastoma kilogramami nadwagi (skrzętnie urywanej pod skórzanym gorsetem). W zasadzie niewiele się u niego zmieniło. Wciąż pracuje w tym samym markecie (warto tutaj nadmienić, że "Armia ciemności" posiadała dwa alternatywne zakończenia; w jednym z nich Ash wrócił do pracy w markecie), mieszka w samochodowej przyczepie, a wolny czas spędza w okolicznym barze na podrywaniu kobiet po przejściach. Pewnej nocy, będąc doskonale upalony trawką, chce zaimponować wyrwanej lasce i czyta jej zaklęcia pochodzące z Księgi Umarłych. No i się zaczyna...

   Serial został tak przemyślany, by w każdym z epizodów Ash mógł stoczyć krwawy pojedynek z kolejnym wcieleniem Zła. Stosunkowo krótkie odcinki mają świetne tempo, hektolitry krwi,  bezceremonialnie ćwiartowane zwłoki, a Bruce Campbell wznosi się na wyżyny ciętej riposty. Ten serial warto obejrzeć przede wszystkim dla niego oraz dla świetnych analogowych efektów specjalnych, które z pewnością przypomną Wam stare, dobre horrory. Oczywiście jest tu też miejsce dla CGI, ale twórcy korzystają z tego dobrodziejstwa jedynie w ostateczności. Aha, nie zapominajmy także o piosenkach - klasyki sprzed dziesięcioleci - doskonale podkreślających komediowy wydźwięk serii.

   Na drugim planie podziwiać możemy mega seksowną Lucy Lawless (tak, to Wojownicza Księżniczka Xena w wieku gorącego milfa, a może nawet gilfa ;)) oraz gromadę mniej znanych aktorów, o których jeszcze pewnie usłyszymy. Telewizja Starz zamówiła drugi sezon serialu jeszcze przed emisją pierwszego odcinka pierwszej serii. Jakby to powiedział Ash - GROOVY!!!

2 komentarze:

  1. To jeden z nielicznych seriali, który muszę zobaczyć. Jak tylko znajdę trochę więcej czasu to się za niego zabieram.

    OdpowiedzUsuń