POLSKIE GÓWNO (2014)
reż. Grzegorz Jankowski
Droga na szczyt muzycznej branży... polskiej muzycznej branży... jest długa i wyboista, szczególnie jeśli chce się pozostać wiernym swoim ideałom. Uczestnictwo w talent szołach to pójście na skróty, a nasi filmowi muzycy brzydzą się tego najbardziej. Inna sprawa, że wcale nie jest tak łatwo się do nich dostać. Tutaj też, aby nie odpaść w przedbiegach, potrzebne są solidne plecy. Niestety Tranzystory ich nie mają. A co mają? Mają (a w zasadzie ma ich frontman) na głowie komornika sądowego, który upatruje w ich ewentualnym sukcesie przypływu gotówki i decyduje się zostać ich menadżerem. O muzyce nie wie zbyt wiele, o samym menadżerowaniu być może jeszcze mniej, ale ma pod swoimi skrzydłami głodny sławy zespół, a to już całkiem sporo jak na początek. Dla Tranzystorów natomiast to już ostatni dzwonek by zaistnieć w szołbiznesie. Tułają się więc po całej Polsce w zdezelowanym busie, grając po knajpach za marne grosze, wystarczające zaledwie na przeżycie w trasie. Chciałoby się rzec, że jedyne czego użyją - podczas tego, pożal się Boże, tournée - to ich. Problem jednak w tym, że jedyną osobą, która sobie używa, jest menago. Po pewnym czasie panowie z zespołu mają już tego dosyć i godzą się wziąć udział w pewnej lepiej płatnej chałturze. Oczywiście wszystkim przyświeca cel wydania własnej płyty, która - jak się łudzą - odmieni ich złą passę. Ostatecznie i tak wszystko doprowadzi ich do telewizji POLWSAD i najbardziej znienawidzonego muzycznego talent szoł.
Zwykle nie zdarza mi się streszczać w recenzji całej fabuły, ale tu zrobiłem wyjątek. Po pierwsze - nie zdradzam aż tak wiele, po drugie - ważniejsza od samej treści jest tak naprawdę forma. Na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że polska branża muzyczna jest tutaj przedstawiona w krzywym zwierciadle. Nie jest to jednak aż tak krzywe zwierciadło jak można byłoby się tego spodziewać. Autor scenariusza, Tymon Tymański, zna je od podszewki. Sam jest na scenie od blisko 30 lat. Odważny, bezkompromisowy i piekielnie inteligentny. Taki człowiek nie mógł napisać gówna... To znaczy mógł, i napisał, ale przecież to gówno w zasadzie już było. On je tylko bacznie obserwował, później przelał na papier, a następnie dołożył wszelkich starań, aby przetworzyć je na film. A trwało to blisko 6 lat, z tym że pierwszy etap zdjęć wylądował w śmietniku (był zbyt amatorski), a na poważnie zdjęcia wznowiono w 2012 roku.
Można utyskiwać na dosadność niektórych żartów, bądź niekonwencjonalne zakończenie. Ale taki właśnie jest Tymon - olewa wszelkie konwenanse i przyzwyczajenia widowni. Reżyserii podjął się Grzegorz Jankowski, dotychczas bez pełnego metrażu na koncie. Aktorsko jest przewybornie. Obok Tymona Tymańskiego w skład filmowych Tranzystorów wchodzą muzycy z autentycznego bandu, czyli Filip Gałązka, Marcin Gałązka i Arkadiusz Kraśniewski oraz Robert Brylewski (na dokładkę). Ponadto występują Grzegorz Halama, Marian Dziędziel, Arkadiusz Jakubik, Bartłomiej Topa, Jan Peszek, Sonia Bohosiewicz, oraz Krzysztof Skiba, Olaf Deriglasoff, Czesław Mozil i Leszek Możdżer.
Choć "Polskie gówno" zaliczyło już swoją premierę na Festiwalu Filmowym w Gdyni, na którym otrzymało Nagrodę Publiczności (w konkursie "Inne Spojrzenie"), jak dotąd nie znalazł się jeszcze dystrybutor, który odważyłby się pod swoim szyldem wprowadzić film do szerszego obiegu. Kto więc będzie miał szansę zaliczyć pokaz na jakimś festiwalu lub pokazie specjalnym to szczerze go do tego zachęcam ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz