piątek, 2 kwietnia 2021

THE ENTITY (1982)

 THE ENTITY (1982)

reż. Sidney J. Furie

   W 1974 roku matka czwórki dzieci, Doris Bither, utrzymywała, że została wielokrotnie wykorzystana seksualnie przez niewidzialną istotę nadprzyrodzoną. Przypadek badali eksperci od parapsychologii, którzy oprócz kilku zdjęć z kulistymi poświatami, ujawnili historię nadużywania fizycznego i uzależnień Bither, a także jej traumatyczne dzieciństwo. Czy więc gwałtów faktycznie dopuścił się tajemniczy byt, czy może były one jedynie wytworem fantazji kobiety?

 
   Temat zainteresował Franka DeFelitta, autora bestsellerowej powieści "Audrey Rose" (zaadaptowanej na film w 1977 roku). DeFelitta wydał "The Entity" w 1978, a następnie przygotował scenariusz do filmu, który w 1981 roku trafił do produkcji pod okiem Sidneya J. Furie (m.in. "Superman IV").
 


   Doris Bither została w filmie przemianowana na Carlę Moran, jej trzech synów i córkę zamieniono na jednego syna i dwie córki, a rolę odrzuciły kolejno Jill Clayburgh, Sally Field, Jane Fonda i Bette Midler. 33 letnia Barbara Hershey (dokooptowana do obsady zaledwie 10 dni przed planowanym rozpoczęciem produkcji) także miała obiekcje, szczególnie do scen rozbieranych, ale reżyser przekonał ją, że zostanie w nich zastąpiona przez dublerkę i manekina. Ja wiem, że brzmi to co najmniej śmiesznie, ale jak uważacie, że pokazano gwałt niewidzialnej istoty nadprzyrodzonej na nagiej kobiecie? CGI było wówczas jedynie melodią przyszłości. Co innego manekin z wbudowanymi wewnątrz przyssawkami, które zasysały piersi sprawiając wrażenie, że faktycznie są one ugniatane przez niewidzialny byt. Takie cudo zbudował Stan Winston, a kosztowało ono 65 tysięcy dolarów.


   Oprócz ugrzecznienia głównej bohaterki (filmowa Carla nie ma problemów z alkoholem, a jej trójka dzieci pochodzi z dwóch jedynie związków), z filmu wycięto podteksty kazirodcze (m.in. scenę, w której Carla obserwuje swojego syna bez koszulki, a także zrezygnowano ze sfilmowania będącej w scenariuszu sekwencji snu, w którym matka odbiera synowi dziewictwo), a jednak - mimo tych zabiegów - kontrowersji i tak nie udało się uniknąć. Po premierze "Istota" spotkała się z protestami organizacji zajmującej się prawami kobiet, które uznały film za obraźliwy ze względu na obrazowe przedstawienie napaści na tle seksualnym. W obronie filmu stanęła sama Barbara Hershey słusznie argumentując, że twórcy dołożyli wszelkich starań, by efekt końcowy nie był jedynie pożywką dla miłośników eksploatacji.


   I faktycznie "Istota" wypada naprawdę ciekawie, mimo zarysu fabuły, który kojarzyć mógłby się co najwyżej z odcinkiem programu "Nie do wiary". Aktorzy wypadli przekonująco, a reżyser poprowadził ich z wyczuciem. Bardzo łatwo było przy takim materiale źródłowym przeszarżować i popaść w kicz. Tutaj tego nie uczyniono i film nawet po 40 latach od premiery ogląda się całkiem przyjemnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz