piątek, 3 stycznia 2014

Pumpkinhead (1988)

PUMPKINHEAD (1988)

reż. Stan Winston

   Chociaż "Demon zemsty" brzmi zdecydowanie bardziej adekwatnie (i doniośle), to i tak wszyscy znają go jako "Dyniogłowego". Nie zmienia to faktu, że jest zajebisty i stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych potworów w horrorze lat 80.

   Ed Harley wychowuje samotnie swego 10 letniego synka Billy’ego (tak naprawdę to zgadłem wiek tego dzieciaka) z dala od cywilizacji. Oczywiście taką sielankę zepsuć mogą jedynie miastowi! Gdy kilku z nich urządza sobie harce na motocyklach w pobliżu przydrożnego sklepu, który prowadzi Ed, coś złego wisi w powietrzu. Wprawdzie nieszczęśliwy wypadek, w wyniku którego śmierć ponosi mały Billy, był dziełem przypadku, ale już postawy jego sprawców pozostawiają wiele do życzenia. Ed postanawia odnaleźć starą wiedźmę, mając nadzieję, iż będzie ona w stanie pomóc jego synkowi. Niestety, kobieta nie może przywrócić mu życia, ale może wezwać z zaświatów tego, który go pomści.

   Debiut i zarazem jeden z dwóch pełnometrażowych filmów w reżyserskim dorobku specjalisty od efektów specjalnych Stana Winstona. Jego drugi film „Up World” (1990) nie przypadł do gustu ani publiczności, ani krytykom, więc Stan skupił się na tym co wychodzi mu najlepiej.

   Główną rolę, zrozpaczonego ojca szukającego zemsty, zagrał Lance Henriksen, którego w zasadzie nie wypada nie znać, więc i przedstawianie go byłoby nietaktowne. Aktor ma na koncie blisko 200 ról, w tym w takich klasykach jak: „Terminator” (1984), „Obcy – decydujące starcie” (1986) i serial „Millennium” (1996-1999).

   Film Winstona po kilkukrotnej zmianie daty premiery trafił ostatecznie do niewielkiej liczby kin i przyniósł dochód zaledwie 4,3 mln dolarów (przy budżecie 3 mln $). Zrealizowany 6 lat później sequel trafił prosto na kasety wideo. Kolejne dwie części („Pumpkinhead: Ashes to Ashes” 2006 i „Pumpkinhead: Blood Feud” 2007) zostały nakręcone na zamówienie kanału telewizyjnego SCI FI.

   Efekty specjalne robią wrażenie nawet dzisiaj, a klimatu i scen grozy pozazdrościć może „Dyniogłowemu” niejedna współczesna superprodukcja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz