JURASSIC ATTACK (2013)
reż. Anthony Fankhauser
Równo 20 lat temu Steven Spielberg zachwycił wszystkich swoim "Parkiem jurajskim" i zapoczątkował tzw. dinomanię. O ile jednak jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się rozmaite zabawki, gry, komiksy i inne gadżety, to kino w zasadzie milczało. OK, Roger Corman wypuścił "Carnosaura", a Charles Band "Prehysterię!", ale to jedne z niewielu filmów, które w pierwszej połowie lat 90. bazowały na popularności obrazu Spielberga.
Nie ulega wątpliwości, że główną przeszkodą były efekty komputerowe, do których na taką skalę mogły mieć dostęp jedynie najwięksi gracze Hollywoodu. Minęły lata, technika poszybowała w górę, a to co jeszcze chwilę temu było niedoścignionym wzorem, teraz stało się standardem gier na peceta za 5 zeta. Nic dziwnego, że twórcy bardzo niskobudżetowych filmów zaczęli na całego korzystać z tego dobrodziejstwa.
I tak oto dobrnęliśmy do produkcji Anthony'ego Fankhausera (który tak na marginesie, kończy właśnie, jako producent, "Jurassic Block" w reżyserii Seana Caina)...
W środku amazońskiej dżungli odkryty zostaje krater, w którym w najlepsze żyją sobie dinozaury. To nic, że myśleliśmy, że wyginęły ponad 50 milionów lat temu. Te akurat przeżyły. Traf chce, że właśnie przez te tereny przemierza oddział kapitana Johna Steakley'a, wraz z odbitą z rąk porywaczy panią doktor biochemii, Angeles Ibanez. Ich jedyną szansą na przeżycie jest dotarcie w ciągu 24 godzin na wzgórze znajdujące się za Doliną Śmierci. A dlaczego owa dolina nazywa się tak jak się nazywa, pozostawiam Waszej inteligencji...
Chyba nie chybię zbyt mocno jeśli nazwę ten film połączeniem "Predatora" i "Parku jurajskiego". Oczywiście minus prawdziwe pieniądze, wielki talent i dobre efekty komputerowe. Z całej obsady na rozpoznanie mogą liczyć jedynie Corin Nemec (miniserial "Bastion", "Strefa zrzutu", "Mansquito") i Vernon Wells (m.in. "Mad Max 2", "Commando", "Interkosmos") grający w filmie być może kilka minut. Wszystkie sceny z nimi kręcone były w jednym pomieszczeniu i założę się, że panowie nie spędzili na planie więcej jak tylko kilka godzin jednego popołudnia, a i tak zapewne zgarnęli 1/3 budżetu. Resztę zjadły dinozaury...
Tragicznie to wygląda. Widziałem coś podobnego jakiś czas temu w TV. Fabuły nie pomnę, ale też dżungla i dinozaury z gry za 5 zł nieumiejętnie wkomponowane w obraz. Jakoś nieudolności w efektach i kostiumach starych filmów mnie cieszą, robią klimat, a CGI wręcz przeciwnie - odrzuca. Jestem ciekawy czy młodsze pokolenie to łatwiej łyka.
OdpowiedzUsuń