JACK FROST (1997)
reż. Michael Cooney
Twórcy filmowi od lat prześcigają się w absurdalnych pomysłach na scenariusz. Miłośnicy dziwnego kina dobrze wiedzą, że zabijać może zarówno opona ("Opona" 2010) jak i człowiek-kupa ("Gówniany horror" 2003), a podczas wycieczki do Meksyku można zostać zgwałconym przez ropuchę, w konsekwencji czego odpadnie dupa, która powiększona do rozmiarów wieżowca będzie terroryzować miasto ("Rectuma" 2003). Zbliża się zima i święta Bożego Narodzenia, a więc...
Snowmonton to małe, spokojne miasteczko, ale to właśnie tutaj Sam Tiler, miejscowy szeryf, aresztował seryjnego mordercę, pozostającego nieuchwytnym dla FBI. Wydarzenie to odbiło się szerokim echem, więc szeryf zaliczył swoje 15 minut sławy, ale też nabawił się dokuczliwej traumy (ciągnący się w nieskończoność proces, listy z pogróżkami). Nic dziwnego, że teraz, gdy Jack Frost ma wreszcie zostać stracony, nie tylko Sam Tiler będzie mógł odetchnąć z ulgą. Doprawdy ciężko byłoby sobie wymarzyć lepszy prezent na Gwiazdkę. Oczywiście złośliwość losu do tego nie dopuszcza, bo oto przewożący więźnia furgon policyjny zderza się z samochodem przewożącym (podejrzany) materiał genetyczny. Niebezpieczne substancje oblewają Frosta rozpuszczając jego ciało do kości. Jack wsiąka w śnieg...
Bałwan zabójca to absurd jakich mało. Owszem, ale w tego typu produkcjach niedorzeczny punkt wyjściowy to atut. Gdy dodamy do tego błyskotliwy scenariusz (chodzi mi tutaj o świadome korzystanie z uroków sztampowej konwencji) najeżony dwuznacznymi tekstami i mały budżet, który jak nic innego wzmaga w twórcach kreatywność, otrzymamy murowany HIT!
Szkoda, że w reżyserskim dorobku Michaela Cooneya znalazła się jedynie kontynuacja "Jack Frosta" nakręcona w 2000 roku. Brytyjczyk od lat zadowala się realizowaniem programów telewizyjnych, od czasu do czasu pisząc scenariusze (m.in. "Tożsamość" z 2003 roku w reżyserii Jamesa Mangolda - to ten pan od najnowszego "Rosomaka").
W roli jednej z ofiar bałwanka wystąpiła późniejsza gwiazda "American Pie" Shannon Elizabeth.
Relacja agent FBI - małomiasteczkowy glina przywodzi mi na myśl serial "Miasteczko Twin Peaks" (Albert Rosenfield vs. szeryf Truman). Posterunek policji przystrojony girlandami zrobionymi z policyjnej taśmy POLICE LINE DO NOT CROSS, jazzujące piosenki świąteczne przygrywające w tle, czy wreszcie Jack Frost uwięziony w pojemnikach po płynie do spryskiwaczy "Anti-Frost" to moje ulubione perełki. Ale jest ich tutaj znacznie więcej! Polecam baczną uwagę podczas seansu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz