THE MUMMY (2017)
reż. Alex Kurtzman
Pozazdrościł Universal innym wytwórniom, które zbijają miliardowe kokosy na swoich uniwersach (patrz m.in. Marvel, DC, Star Wars) i postanowił przywołać z zaświatów swoje Mroczne Universum. Na otwarcie planowanej serii wybrano "Mumię".
Dawno, dawno temu, żądna władzy egipska księżniczka Ahmanet zostaje - za swe konszachty ze złymi mocami - zmumifikowana żywcem i wywieziona hen daleko skazana na wieczne potępienie. Jej niezmącony niczym spokój zakłóca dwóch zawadiackich poszukiwaczy skarbów (jeden z nich do bólu przypomina Ethana Hunta, a może Toma Cruise'a...). Ahmanet oczywiście korzysta z nadarzającej się okazji i powraca do żywych wysysując siły witalne z każdego kogo napotka na swej drodze (nie przypadkiem zastosowałem ten dobór słów, bowiem ofiary księżniczki przypominają ofiary z filmu "Lifeforce" z 1985 roku; nie jest to bynajmniej zarzut, a atut). Marzy jej się panowanie nad światem, więc pozostawionej po niej pożogi można spodziewać się co najmniej spektakularnej...
Alex Kurtzman, który pięć lat temu zaliczył swój pełnometrażowy debiut reżyserski (komediodramat "Ludzie jak my"), większe doświadczenie ma jako scenarzysta (m.in. "Mission: Impossible III", "Transformers", "Star Trek") oraz producent (m.in. "Kowboje i obcy", "W ciemność: Star Trek", "Iluzja"). I to właśnie jego producenckie zapędy będziemy śledzili przez najbliższe lata, o ile oczywiście filmy z Mrocznego Uniwersum będą się stosunkowo dobrze sprzedawać. Póki co, koszty produkcji "Mumii" zwróciły się z małą górką, a przecież film dopiero rozpoczyna pochód po kinach. Możemy więc liczyć na "Narzeczoną Frankensteina" (premiera zapowiedziana na Walentynki 2019), "Niewidzialnego człowieka" (w tej roli Johnny Depp), "Frankensteina", "Drakulę", "Wilkołaka", "Potwora z Czarnej Laguny" (w "Mumii" jego rękę widzimy w gabinecie dr Henry'ego Jekylla, w którego wcielił się Russell Crowe - z tym panem jeszcze się pewnie spotkamy w Mrocznym Universum), "Van Helsinga", "Upiora w operze" oraz "Dzwonnika z Notre Dame". Niby niektóre z tych postaci regularnie pojawiają się w filmach, ale tym razem mamy do czynienia z długoterminowym projektem o wspólnym mianowniku - i teraz chciałbym napisać "Dark Universe", ale z równą siłą pod palcami klawiatury wyskakuje mi - Alex Kurtzman.
"Mumia" (a.d. 2017) to osobliwe połączenie kina akcji i postaci z klasycznego horroru. Niestety sfokusowane na odbiorcę w wieku 13-15 lat, groza jest więc na poziomie "Gęsiej skórki". Scen typowych dla filmów akcji pokroju "Szybcy i ściekli" czy "Mission: Impossible" jest sporo, ale nie aż tyle żeby widz zmęczył się stroboskopowym gwałtem gałek ocznych. Efekty specjalne też nie przytłaczają, co niewątpliwie poczytuję jako zaletę filmu Kurtzmana. Są, i owszem, bo bez nich praktycznie nie sposób się obejść, ale wykorzystano je z wyczuciem. Reasumując, nowa "Mumia", ani ziębi, ani parzy, jest w sam raz do skonsumowania, jak jeden burger w Macu, którym co prawda się nie najemy, ale zaspokoimy chwilowy głód i będziemy oczekiwali kolejnego posiłku. Oby tym razem był to pełnowymiarowy posiłek ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz