wtorek, 9 grudnia 2014

Ded Flaj Prodakszynz - wywiad


   DED FLAJ PRODAKSZYNZ swoją przygodę z filmem rozpoczęli w minionym tysiącleciu. Od tamtej pory dorobili się pokaźnej - acz niekonwencjonalnej - filmografii, festiwalu filmowego, a ostatnio także własnego kina. Rozmawiam z Mariuszem Szulcem, twórcą DFP.

   Jak zaczynaliście i skąd wzięła się nazwa Waszej grupy?

   Pierwsze filmowe początki datujemy na rok 1998. Kolega pożyczył czarno-białą, przemysłową kamerę Unitra, podpięliśmy ją do magnetowidu z podglądem na telewizorze i małpowaliśmy (jest nagranie, ale się go wstydzimy). Później wpadliśmy na pomysł, że nagramy taką jakby własną telewizję i to już nosiło znamiona przemyślanego czegoś i nazywało się TV KLOP (jest nagranie - wstydzimy się mniej). Taka telewizja po naszemu nagrana na VHS, z którym chodziliśmy po "domówkach" i raziliśmy tym ludzi. Bywało śmiesznie. Później okazało się, że w ogóle jest coś takiego jak amatorski ruch filmowy zwany "offowym" i że takich ludzi jak my jest więcej, z tą różnicą, że oni robią inne rzeczy. Czad! Tak poznaliśmy kolegę Wojtka, który wówczas organizował takie pokazy w dawnym kinie Cytryna w Łodzi. Wtedy też zaiskrzyło by się jakoś ukonstytuować i przyjąć miano amatorskiej grupy filmowej o nazwie "Ded Flaj Prodakszynz". Był to rok 2005. Nazwa pochodziła od suchego muszydła z parapetu, które nas wtedy zainspirowało i ubawiło. Oczywiście pisownia celowo miała być błędna, plastyczna, by pokazać, że my też będziemy się zmieniać i nie chodziło tu tylko o starzenie się. Wymyśliliśmy też, że każdy nasz film będzie rozpoczynała animowana czołówka, w której mucha odwala kitę i ruszyliśmy z tematem już bardziej świadomie.

   Jeśli dobrze kojarzę to przełomowym dziełem w Waszej twórczości były "Grabie"?

   Chyba tak, choć nie odczuliśmy tego tak od razu. Później zauważyliśmy to namacalnie, po kolejnym festiwalu filmowym gdzie zdobyliśmy nagrodę. Żywa gotówka za pokazywanie sztucznych bebechów - szał i odpowiadanie na pytania "jak zrobiliście to, a tamto?" ale i też pytania "Dlaczego?". Te lubiliśmy tak samo jak te pierwsze. Zresztą takich przełomowych momentów wydaje mi się, że było kilka. Choćby opracowanie własnego festiwalu filmowego - Festiwal Filmów Antydepresyjnych "Relanium", który był efektem ubocznym jeżdżenia po kraju na festiwale i załapaniu, że wesołych filmów jest mało lub jeśli są, to nikną wśród smutów i przydługich, przedumanych i czasami wręcz bolesnych dzieł filmowych. Choć niewątpliwie natchnionych szczerym artyzmem. 

   Czyli od wygłupów z kamerą, poprzez skonkretyzowane produkcje, aż do własnego festiwalu filmowego. Jaka misja przyświecała Relanium i kiedy możemy spodziewać się jego reaktywacji?

   Misja była i jest prosta. Szukamy ciekawych filmów komediowych. Jak to ujęliśmy na naszej festiwalowej stronie: "Celem organizatorów jest odnalezienie krótkich filmów zapobiegających pojawieniu się stanów jesienno-depresyjnych wśród widzów." Zaś reaktywacji nie ma co się spodziewać bowiem już trwa, jedynie jeszcze nie została uzewnętrzniona, ale lada dzień ruszymy z kampanią informacyjną, zaś sam festiwal i jego finał odbędzie się w drugiej połowie lutego 2015 w naszym małym kinie. I właśnie z tego powodu z festiwalem trochę przemarudziliśmy, bo wzięliśmy się za potężne działanie i przy pomocy funduszy unijnych uruchomiliśmy. Ba! Zbudowaliśmy własne kino. Kino Bodo. Trwało to prawie dwa lata, ale teraz mamy swoje miejsce, w którym mogliśmy zebrać nasze doświadczenia, umiejętności i znajomości, które wypracowaliśmy od czasu kiedy startowaliśmy w naszej filmowej drodze.  

   Warto dodać, że Kino Bodo to nie tylko pokazywanie regularnego repertuaru, ale też szereg różnych około filmowych imprez. Była "Teleturniejada", "Reklamojada", "Dziadowski Halloween"...

   Tak, oprócz zwyczajowego kina repertuarowego robimy pokazy, które albo sami chętnie byśmy obejrzeli albo czujemy, że mogą spodobać się publiczności. Tym bardziej, że ludzie często szukają czegoś innego, dla nich nowego i to właśnie czasem w kinie. Zresztą, kto zna nas lub naszą twórczość z pewnością zorientuje się, że tak zwyczajnie tu nie jest. Poza tym nie ma co ukrywać, teraz trzeba utrzymać i rozwijać firmę, a by to robić skuteczniej trzeba się wyróżnić. Klepanie w kółko w jedno miejsce młotkiem to nie ta droga. Dlatego w kinie Bodo zawsze będziemy serwować filmowe smaczki i wideo flaczki 

   A jak odbija się prowadzenie kina i organizowanie festiwalu na Waszej twórczości filmowej?

   No tu nie ma co ukrywać, że prowadzenie kina to jest spora praca. Choćby najbliższy przykład, że nasz antydepresyjny festiwal odbywa się nieregularnie i właśnie notuje dłuższą pauzę. Co do twórczości filmowej to z pewnością nie zamarła. Pomysły ciągle są. Choć ostatnimi czasy łatwiej nam było wspomagać filmowo innych twórców, jak choćby Tomira Dąbrowskiego z R.I.P. Pictures przy jego filmie "Attack of the killer phones" gdzie realizowaliśmy scenę finałowej walki ze złem przyczajonym w centrali telefonicznej, czy Dawida Rycąbla - NaffNaff (Zespół Filmowy Sebastian) przy filmie "Pan Prowizorka 6". Ale dla stęsknionych naszej twórczości mamy dobrą informację, bowiem lada dzień ukaże się na naszym kanale YouTube materiał, który nie był w szerokim gronie publikowany choć swoje 5 minut już miał parę lat temu. Był to program satyryczny realizowany do lokalnej telewizji w Pabianicach i nosi nazwę "Musztarda Po Obiedzie". 10 odcinków już wkrótce. Oczywiście nie wszystko naraz nie chcemy przecież by ludzie się pokaleczyli.

   Jak opisałbyś twórczość grupy DFP? Z tego co wiem nie ograniczacie się jedynie do filmowych skeczy i krótkometrażowych fabuł.

   Odkryliśmy kiedyś przypadkiem, że istnieje paralityczno-drgawkowy bojowy środek trujący o nazwie DFP. Czyli w zasadzie ma zbliżone działanie do naszych filmów. Mają bawić, a jak nie, to dziwić. I to też dotyczy animacji, które oprócz filmów robimy. Chyba jesteśmy jedną z niewielu grup filmowych, która na swoim koncie ma filmy jak i animacje. Prym tu wiedzie seria z Sówką Imprezówką, choć są inne produkcje w technice rysunkowej czy flash. W planach animacja lalkowa, ale to jeszcze odległa sprawa.

   Z której ze swoich filmowych produkcji jesteście najbardziej dumni?

   Chyba najbardziej to z naszej ostatniej, największej jak do tej pory produkcji - "Szpadel klątwa kaprawego boga". Całe 15 minut filmu z czymś rzadko u nas spotykanym, bowiem film posiada ciąg logiczny. Masa pracy, przygotowań, przebity na wylot palec przy produkcji rekwizytów. Ale autentycznie ten film nam się podoba i mogę powiedzieć nieskromnie, że tak - jesteśmy z niego dumni.

   Jako filmowy twórca z wieloletnim doświadczeniem jakiej rady udzieliłbyś początkującym reżyserom?

   Gdzieś już kiedyś odpowiadałem na to pytanie. O ile pamiętam to najpierw powiedziałem, by nie brać się za robienie filmów. W moim przypadku zauważyłem, że praca przy filmie to pewna umiejętność słuchania ludzi i korzystania z ich pomocy i pomysłów na każdym etapie produkcji. Jednak to wszystko trzeba zrównoważyć z potrzebą stawiania czasem na swoim z opcją przekonywania do tego ludzi.

   Bardzo dziękuję za rozmowę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz